9°   dziś 6°   jutro
Środa, 24 kwietnia Aleksy, Horacy, Horacja, Grzegorz, Aleksander, Fidelis, Bona, Jerzy

Udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych - jeśli jest się ambitnym i otwartym na potrzeby innych

Opublikowano 07.07.2019 16:13:00 Zaktualizowano 07.07.2019 16:14:04 pan
2 8289

Wolontariat w Izraelu i studia doktoranckie na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie odbywane w tym samym czasie to nie lada wyzwanie. Jednak nie dla niej. Pochodząca z Szyku Klaudia Miśkowicz udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli jest się ambitnym i otwartym na potrzeby innych.

Zuzanna Majeran: Niedawno rozpoczęłaś studia doktoranckie, ale postanowiłaś wyjechać do Izraela. Skąd ta odważna decyzja?

Klaudia Miśkowicz: Jestem zakochana w tym kraju! Byłam w Ziemi Świętej dwa razy na pielgrzymce i za każdym razem odjeżdżałam z bólem serca i mocnym postanowieniem: muszę tu wrócić! W Polsce znalazłam namiary na Siostry Matki Bożej z Syjonu, które zajmują się relacjami chrześcijańsko-żydowskimi oraz zgłębianiem tradycji żydowskiej dla poszerzenia horyzontu wiary chrześcijańskiej. Siostry od lat przyjmują wolontariuszy do pomocy w domach gościnnych m.in. w Izraelu. To świetny sposób na poznanie kraju, kultury, na zgłębienie się w tę „piątą Ewangelię”,którą jest Ziemia Święta. Zapisałam się na długą listę osób oczekujących i po trzech latach – czyli w marcu tego roku – zadzwonił telefon z propozycją wyjazdu. Zwolniło się miejsce, a siostry potrzebowały kogoś na… już! Odmówiłam, bo miałam wiele planów, ale po szybkiej kalkulacji stwierdziłam, że taka szansa może się nie powtórzyć. Oddzwoniłam i tak zaczęła się moja przygoda. 

Dzięki temu, że jestem na pierwszym roku studiów doktoranckich, nie muszę się jeszcze bardzo martwić pracą doktorską, a ponadto w tym semestrze mam bardzo mało przedmiotów do zaliczenia – dzięki życzliwości wykładowców mogę je zaliczyć bez chodzenia na zajęcia.

Zobacz również:

ZM: A zatem Izrael to dla Ciebie kraj…?

KM: …wielu przeciwieństw. Przede wszystkim to dla mnie Ziemia Święta, po której chodził Jezus Chrystus. Modlitwa na Golgocie staje się zupełnie inna, kiedy wiem, że to właśnie TU. Jednak Izrael to nie tylko Ziemia Święta. To takie małe państwo, a pełne tak wielkiej różnorodności, że aż trudno w to uwierzyć. Żyją tutaj zarówno żydzi, jak i chrześcijanie i muzułmanie. Każda religia ma swoją tradycję, która odbija się w bogactwie kultur. Na jednej ulicy można spotkać muzułmanki, żydów ortodoksyjnych w czarnych garniturach i kapeluszach z szerokim rondem, ale też roznegliżowane dziewczyny, które jak najbardziej są Izraelkami, ale nie żydówkami, czyli wyznawczyniami jakiejkolwiek religii.

Izrael to taka kolorowa mieszanka wszystkiego: od tradycji, czasem wręcz przestarzałych , aż po to co współczesne. Dzięki tej różnorodności kulturę Izraela można chłonąć i nigdy się nie znudzić. Kuchnia jest cudowna. Kto raz spróbuje przysmaków arabskiego cukiernictwa albo prawdziwego humusu, soków wyciskanych z owoców, pomarańczy zerwanej prosto z drzewa, ten zakocha się w tej kuchni na dobre. Nie da się jednak ukryć, że Izrael jest w stanie wojny z wieloma krajami arabskimi. Jednego dnia w czasie mojego pobytu wystrzelono ze strefy Gazy około sześciuset rakiet. Na szczęście jest tutaj świetny system antyrakietowy. Ale co to zmienia? Sześćset rakiet! Widzę, że ludzie próbują tu żyć normalnie, jakoś przywykli do napiętej sytuacji. Nie dziwię im się: nie można przecież ciągle żyć w strachu. O Izraelu mogłabym opowiadać jeszcze bardzo długo. Dodam tylko, że jestem zadziwiona otwartością Izraelczyków. Są bardzo gościnni i nie budują barier. Zadziwiło mnie pewnego dnia, kiedy w tramwaju czytałam książkę, że siedzący obok mnie mężczyzna zapytał, co czytam (w Polsce byłoby to nie do pomyślenia!), a później prowadziliśmy rozmowę przez kolejne dziesięć minut. Tak po prostu, w tramwaju. Ta otwartość ma również negatywną stronę. Zauważyłam, że Izraelczycy są bardzo emocjonalni: kiedy rozmawiają, wydaje się, że krzyczą; kiedy krzyczą, wydaje się, że się chcą pozabijać. Kierowcy ciągle trąbią na ulicach, a inni… w ogóle się tym nie przejmują. Są też niestety bezczelni, czasem aroganccy.

ZM: Czym jest dla Ciebie wolontariat?

KM: To przede wszystkim szansa na zrobienie czegoś dobrego. Choć nie tylko to. To również dobra okazja, by zdystansować się do swojego życia i przemyśleć je, by zawiązać nowe relacje, prowadzić interesujące rozmowy z ludźmi z całego świata – mieszkając z nimi i dzieląc ich obowiązki, a więc zarówno radości, jak i zmartwienia, mogę stać się częścią ich rodziny. To dla mnie niezwykle cenne.

ZM: Co zadecydowało o tym, że postanowiłaś wybrać się na studia doktoranckie?

KM: Jednym słowem? Pasja. Jestem zarówno po studiach licencjackich i magisterskich z filozofii, od początku wiązałam z tym przyszłość. Wiem, że gdybym nie poszła na studia doktoranckie, znalazła zwykłą pracę, to czegoś by mi brakowało. Od wielu lat nauka stanowi dużą część mojego życia – to wpływa na sposób myślenia, obraz świata, to, jak żyję. Ta ścieżka mnie określa. Ponadto marzy mi się praca na uczelni: przekazywanie wiedzy ludziom, uczenie ich samodzielnego myślenia (na filozofii kładziemy na to szczególny nacisk), ale także praca naukowa: publikacja artykułów, konferencje, dyskusje na tematy, o których nie z każdym można porozmawiać.

ZM: Kolejna praca naukowa przed Tobą, ale już dziś w dorobku masz dwie książki. Czy planujesz w przyszłości wydawać kolejne?

KM: Tamte dwie książki zrodziły się z młodzieńczej pasji, w pewnym sensie z idealistycznego marzenia przekazania ludziom trochę dobra. Oczywiście to we mnie nadal tkwi, ale teraz widzę ogromną przepaść niewiedzy, jaka się przede mną rozciąga. Scio me nihil sicre – wiem, że nic nie wiem. Im więcej wiesz, tym więcej pytań się pojawia. Dlatego ciężko pisać, kiedy ma się świadomość, że tak wiele jeszcze muszę się nauczyć. Poza tym czytam dużo świetnych książek i czuję, że nie jestem jeszcze gotowa, by pisać coś na dobrym poziomie.

ZM: Studia to…?

KM: Przygoda, ale i ciężka praca. Studia poszerzają horyzonty, ale też otwierają oczy na wiele spraw, które dotąd były zakryte. Poza tym studia schodzą się w czasie z okresem wchodzenia w dorosłość: samodzielne życie, zakorzenianie się w nowym środowisku, planowanie przyszłości, pokonywanie przeszkód, którymi naszpikowana jest dorosłość. To wszystko może przytłaczać, ale przecież to część naszego życia, innego nie mamy. Studia są pięknym czasem, ale naprawdę niełatwym. Niektórzy mówią, że studia to przedłużenie młodości, czas imprez i beztroski. Ja tego tak nigdy nie doświadczałam. Dla mnie jest to czas, kiedy trzeba nauczyć się żyć, wziąć odpowiedzialność za swoje życie, podjąć obowiązki obywatelskie itd.

ZM: Czy posiadasz autorytet- osobę, której życie prywatne lub zawodowe jest dla Ciebie inspiracją?

KM: Oczywiście! Mam wiele takich autorytetów. Poczynając od Jana Pawła II, którego myśl szczególnie mi towarzyszy, aż do niektórych wykładowców naszego wydziału. Wielu z nich podziwiam i chylę czoła przed ich wiedzą, ale też mądrością życiową. Staram się czerpać z ich mądrości całymi garściami, żeby stać się chociaż odrobinę do nich podobną w tym, co robię.

ZM: Pochodzisz z Szyku. Jak porównasz życie w małej miejscowości do życia w Krakowie?

KM: Wiele różnic. Na początku nie potrafiłam w ogóle odnaleźć się w mieście. Wszędzie ludzie, wszędzie hałas, mało zieleni, dużo betonu, smog. A poza tym ciągle trzeba czekać na zielone światło, żeby przejść przez ulicę! W porównaniu do zielonych pagórków Beskidu Wyspowego to była wielka zmiana. Do teraz jeszcze czasem tęsknię za widokiem gwiazd i muzyką świerszczy. A jednak lubię Kraków. Jest tutaj nieporównanie więcej możliwości: poczynając od różnego rodzaju kawiarni, poprzez biblioteki, wszelkiego rodzaju sklepy, a kończąc na muzeach, galeriach sztuki, wydarzeniach artystycznych. Teraz, kiedy wracam do Szyku, uświadamiam sobie, że nie mogłabym żyć na stałe w tak małej miejscowości. Nudzę się.

ZM: Przez pryzmat swoich doświadczeń, co doradziłabyś młodszym koleżankom i kolegom?

KM: Ojej… Ciężko zebrać wszystkie doświadczenia w jakąś jedną sentencję. Myślę, że przede wszystkim chciałabym, żeby mieli świadomość, że może być ciężko. Szczególnie na początku. Jednak nie jest to powód do smutku – trudności są impulsem do rozwoju, do przemyślenia dotychczasowego życia i jakiejś zmiany. Mogłabym dać dużo rad, ale chyba zostanę przy jednej: trzymajcie się Chrystusa, On jest najprawdziwszym człowiekiem i tylko przy Nim można osiągnąć pełnię swojego człowieczeństwa – odnaleźć siebie. To przekonanie zaczerpnęłam od Jana Pawła II.

ZM: O czym marzyła kilkunastoletnia Klaudia?

KM: To zależy czy jedenastoletnia, piętnastoletnia czy dziewiętnastoletnia. Jako dziewczynka chciałam być głównie pisarką, piosenkarką i nauczycielką. Z biegiem czasu zaczęłam dostrzegać plusy i minusy każdego z tych zajęć, mogłam też bardziej realnie ocenić możliwości. Jednak główny zamysł mi został: bez śpiewania moje życie byłoby szare, mam nadzieję, że będę pracować na uczelni, a to się wiąże zarówno z nauczaniem jak i pisaniem. Mała Klaudia miała dobrą intuicję.

ZM: Czy wiążesz swoją przyszłość z Krakowem?

KM: Tak, zakorzeniłam się tu, a jestem jak kwiatek, który nie lubi przesadzania. Lubię to miasto, możliwości, które daje zaplecze naukowo-kulturalne, setki kościołów, do których zawsze mogę wejść i porozmawiać z Bogiem, wyżalić się Mu albo podzielić radością.

ZM: Gdzie widzisz się za 10 lat?

KM: Żona i matka. Pracownik naukowy, lubiany przez studentów i wykładowca.

ZM: Dziękuję za wywiad i życzę powodzenia!

„Młodzi w Wielkim Świecie” – wywiady przedstawiające sylwetki nietuzinkowych osób, pochodzących z Limanowszyczyzny, które opuściły swoje rodzinne miejscowości, by realizować pasje i marzenia w nauce, sztuce, turystyce, sporcie czy biznesie. Cykl prowadzi Zuzanna Majeran – absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz studentka II roku zarządzania mediami i kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Komentarze (2)

Bocian12
2019-07-07 18:39:10
0 4
Dziewczyna niesamowicie zdolna i religijna, biorąca zawsze aktywny udział w nabożeństwach kościelnych śpiew, czytanie, zawsze uśmiechnięta i życzliwa. Taką była parafianką Nowego Rybia, jednym słowem wzór do naśladowania dzisiejszej młodzieży.
Odpowiedz
saxon
2019-07-08 00:31:54
0 0
Parę lat temu wydała nawet książkę . No , odmiana w stosunku do " śpiewaczek " ze Żmiącej .
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych - jeśli jest się ambitnym i otwartym na potrzeby innych"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in