Baner
8°   dziś 3°   jutro
Sobota, 20 kwietnia Czesław, Agnieszka, Marian, Czech

Limanowa w pierwszych dniach wojny

Opublikowano 02.09.2009 21:55:00 Zaktualizowano 17.09.2018 16:16:28 top
0 25876

Okrągłe rocznice skłaniają nas do zastanowienia się nad naszą przeszłością, tą okrytą świetnością, potęgą naszego państwa, zwycięstwami polskiego oręża, zrywami niepodległościowymi, jak też ich upadkiem.

Druga wojna światowa należy do tych tragicznych lat, jakie dotknęły w XX wieku naszą Ojczyznę. Moim zamiarem nie jest opisywanie tych wielkich wydarzeń, jakie rozgrywały się na arenach niemalże całego świata, ale chciałbym opisać niektóre wydarzenia i nastroje tej mojej małej ojczyzny, jaką zawsze była Limanowa. Chcę opisać tak, jak to odczuwałem jako przedwcześnie dojrzałe dziecko, jak to odczuwali niektórzy mieszkańcy naszego miasta i moi sąsiedzi.

Zacznę od ostatnich miesięcy 1939 roku. Powszechnie mówiono, że wojna jest nieunikniona. Przypominano i opowiadano o dziwnych znakach, jakie ukazały się na niebie 25 stycznia w dniu nawrócenia św. Pawła. Miały one oznaczać nadciągające nieszczęścia. Mówiono o jakiś szpiegowskich balonach, jakie przelatywały nad Polską, turystach, wścibskich, włóczących się w pobliżu ważnych obiektów państwowych i strefach przygranicznych, o wszelkiego rodzaju agitatorach, których trudno było odróżnić od swoich. Tak było. Wtedy ludzie ulegali łatwo wszelkiego rodzaju podszeptom i mocno wierzyli w nadnaturalne zjawiska, bo inna była powszechnie mentalność siedemdziesiąt lat temu. Czy tylko u prostych ludzi tak było? Przecież w cuda wierzył Chamberlain i inni politycy Zachodu.(porozumienie w Monachium). Wydawało się im, że oddając Hitlerowi Austrię i Czechy ocalili pokój. Było odwrotnie. Hitlerowi wzrósł tylko apetyt.

Po przyłączeniu do Trzeciej Rzeszy tych państw miała przyjść kolej na Polskę. Hitler wobec Polski wysuwał coraz to nowe żądania. Utworzenie korytarza łączącego Prusy Wschodnie z Gdańskiem, to był tylko pretekst. Znaliśmy odpowiedź jaką dał ówczesny minister spraw zagranicznych Józef Beck, który w młodości związany był z Limanową (jego ojciec był wieloletnim sekretarzem Powiatowej Rady Narodowej w Limanowej, zaś grób jego babki jest na limanowskim cmentarzu, niedaleko kaplicy). Pokój tak, ale nie za wszelką cenę. Jesteśmy silni, zwarci i gotowi. Mamy silną, nowoczesną armię, lotnictwo, marynarkę wojenną.

Zobacz również:

Rozpisano również u nas zbiórkę na obronę przeciwlotniczą. Ówczesne polskie władze zapewniały nasze społeczeństwo, że mamy za sobą potężnych sojuszników. Anglia, Francja, w razie konieczności przyjdą nam z pomocą. Jakże odmienną okazała się rzeczywistość.

Pomimo całej tej poważnej sytuacji w naszym społeczeństwie limanowskim panował optymizm. Życie toczyło się prawie normalnie. Zamożniejsi ludzie z miasta planowali sobie wakacje, urlopy i wyjazdy. Wyższe sfery nadal bawiły się i żyły beztrosko. Rolnicy szykowali się do żniw. Była to jednak jakaś dziwna wesołość. Co jakiś czas w rafinerii wyły syreny, urządzano próbne alarmy lotnicze i gazowe. Społeczeństwo było instruowane, jak należy zachować się w razie nalotów gazowych. Zalecano kupować szczelne zbiorniki na wodę i żywność, bo obawiano się, że zostaną one zatrute. Każdy też powinien mieć przy sobie jakąś maskę albo gazę nasączoną płynem.

Tuż pod koniec roku szkolnego 1938/39 w naszej szkole pojawił się dziwny dzwon. Wisiał na korytarzu obok kancelarii dyrektora. Wkrótce mieliśmy się przekonać, po co on tam został zawieszony. Nasi nauczyciele zaczęli rozdawać gazę nasyconą jakimś płynem i urządzać próbne alarmy gazowe i lotnicze. Na dźwięk tego dzwonu cała szkoła gromadziła się na podwórzu szkolnym. Do prawdziwego alarmu jednak nie doszło.

Przyszły wakacje i do tej mojej szkoły powróciłem dopiero po sześciu latach, bo została wkrótce zamieniona na koszary niemieckiego Wermachtu, który zajmował ją do stycznia 1945 roku.

Pod koniec sierpnia było już oczywiste, że wojna jest nieunikniona i może wybuchnąć lada dzień. Ludzie najbardziej obawiali się nalotów lotniczych, gazowych. Najwięcej jednak niepokoju było wśród społeczności żydowskiej. Wiedzieli oni dobrze, jakie zamiary ma względem nich Hitler i co ich może spotkać.

W Limanowej została zarządzona powszechna mobilizacja. 29 sierpnia nastąpił wymarsz batalionu Obrony Narodowej „Limanowa”, który uprzednio odbywał przeszkolenie w rafinerii nafty w Sowlinach. W batalionie tym służyli ludzie z całego powiatu limanowskiego.

Powszechne poczucie odpowiedzialności za losy Ojczyzny sprawiły, że mieszkańcy naszego miasta na miarę swych możliwości brali udział w dozbrajaniu armii i w 1938 roku z okazji dwudziestolecia uzyskania niepodległości zakupili i przekazali na cele wojskowe karabin maszynowy.

Władze limanowskie nakazały wójtowi gminy Limanowa-Wieś dostarczenie podwód, które miały służyć celom wojskowym, a były wykorzystane raczej do opuszczenia Limanowej przez urzędników starostwa, magistratu, policji, którzy w dniach 3 i 4 września przez Ujanowice ewakuowali się pozostawiając miasto na łup złodziei.

Pierwszy września. Gruchnęła wiadomość – Niemcy napadli na Polskę, bez żadnego wypowiedzenia wojny. Rozpoczyna się wśród ludności popłoch. Kto może, to ucieka z miasta. Jedni posłuchali podszeptów, ładowali swój ręczny bagaż i uciekali na Wschód, jak najdalej od zbliżającego się frontu. Wpadli oni jeszcze w większe niebezpieczeństwo, w ręce Sowietów. Zaś ci, co mieli rodziny albo znajomych na wsi, szukali tam schronienia.

W naszym domu schroniły się trzy polskie rodziny z Kamieńca i dwie żydowskie. Przebywały one około dwóch tygodni, po czym powróciły do swoich domów.

Nie mnie oceniać rząd polski, naczelne dowództwo i administrację państwową. Powszechnie mówiło się, że całymi rodzinami, luksusowymi samochodami ewakuowali się przez Zaleszczyki do Rumunii, pozostawiając wojsko i naród na pastwę okupanta.

4 września z Nowego Sącza do Limanowej przybyło wojsko należące do 1. Pułku Strzelców Podhalańskich. Jego dowódca w randze pułkownika udał się do miejscowego starosty celem zasięgnięcia informacji. Niestety, nie zastał go. Natomiast zastał wójta gminy Michała Ociepkę. I teraz miało miejsce wydarzenie bez precedensu. Dowódca odezwał się: Kiedy nie ma starosty, to was, wójcie, mianuję starostą. Ponieważ miasto opuścił także burmistrz, na Ociepkę spadł również i urząd burmistrza Limanowej.

3 września Niemcy zajęli Mszanę Dolną, skąd ruszyli w kierunku Kasiny Wielkiej, Szczyrzyca, Skrzydlnej. W Kasinie Wielkiej wojska niemieckie napotkały opór 24 Pułku Ułanów im. Stanisława Żółkiewskiego, co opóźniło o jeden dzień zajęcie naszego miasta.

Do Limanowej wojska niemieckie wkroczyły od strony Tymbarskich Działów w dniu 5 września. Wprawdzie w naszym mieście były oddziały Samoobrony, które na jego obrzeżach stawiały niewielkie barykady, ale one nie miały żadnego znaczenia i tylko to rozwścieczyło Niemców. Niestety, zdarzyły się też wypadki, że pewne jednostki niezadowolone z rządów sanacyjnych wyszły wojskom niemieckim na spotkanie.

Lecz Wojsko Polskie pomimo opuszczenia przez naczelne dowództwo broniło się nadal. Bronił się Hel, broniło się Westerplatte, broniła się Warszawa ze swoim prezydentem Starzyńskim. Trudno wyliczyć te wszystkie ich bohaterskie czyny.

Chciałbym wymienić jeden przykład, który dotyczy naszych limanowskich żołnierzy, rodaków.Przytoczę zdania z listu pilota Stanisława Surmy z Argentyny do biskupa Piotra Bednarczyka. Pisze on: Czcigodny Kolego z lat szkolnych! Od pierwszego dnia wojny - 1 września 1939 r. co dwa dni zmieniamy lotnisko, maszyny wylatują na ostrzeliwanie, masy czołgów, co prą na Warszawę. Dnia 9 września lotnisko nasze na prawym brzegu Wisły pod Dęblinem zostało zbombardowane, jeden niemiecki bombowiec został przez naszą obronę przeciwlotniczą zniszczony.10 września przyszedł rozkaz odprowadzenia wszystkich zdolnych do lotu maszyn do 6 dywizjonu w stronę granicy rumuńskiej. Dalej Surma opisuje, jak lecąc „Fokkerem” wraz z pilotem plut. Zającem zostali ostrzelani nad Włodawą przez własną artylerię. Plutonowy Zając został ranny, a Stanisław Surma zdołał wylądować na dworskim buraczysku.

Klęska wrześniowa była nie tylko tragedią, ale również rozczarowaniem dla nas Polaków. Bo przecież byliśmy silni, zwarci i gotowi. Mieliśmy wyolbrzymione pojęcie o naszej armii, bo Francja, bo Anglia itd... w razie czego pomogą. Na czym się skończyło, czas pokazał.

Zaraz po zajęciu naszego miasta przez wojska niemieckie przystąpiono do organizowania niemieckiej władzy. Michała Ociepkę zdegradowali z trzech najwyższych godności i powołali burmistrza Limanowej, mistrza murarskiego Marcinkiewicza. Stanowisko starosty gminy Limanowa powierzyli emerytowanemu majorowi wojsk austriackich pochodzącemu z Wiednia. Niemcy przystąpili zaraz do opieczętowania sklepów i magazynów żydowskich. Drugiego dnia zburzyli dwie żydowskie bożnice, a następnie rozstrzelali jedenastu Żydów, oraz jednego Polaka Jana Semika (uczestniczył w obronie miasta, pełniąc funkcję wiceburmistrza z nadania ówczesnego starosty). Taki był początek okupacyjnych rządów niemieckich w naszym mieście. Do swoich domów zaczęły powracać rodziny, które uciekły przed Niemcami na Wschód albo znalazły schronienie w pobliskich wioskach. Wracali również nieliczni żołnierze z rozbitych armii, którzy uniknęli niemieckiej niewoli.

Władze niemieckie wydały też szereg zarządzeń, wszystkie pod groźbą kary śmierci lub wywiezienia do obozu. Za takie wykroczenia, jak udzielenie schronienia Żydom albo przechowywanie ich mienia – groziła kara śmierci, za posiadanie broni, lub odbiornika radiowego, za nielegalny ubój lub handel, za udzielenie pomocy ludziom poszukiwanym przez gestapo, za uchylanie się od obowiązkowej dostawy płodów rolnych, za ukrywanie się przed przymusową wywózką na roboty do Niemiec itd. Za to wszystko groził najwyższy wymiar kary. Zamknięto również wszystkie młyny i wiatraki, a posiadanie domowych żaren było zabronione.

Władze niemieckie wydały rozporządzenie, aby wszyscy młodzi ludzie, którzy ukończyli osiemnasty rok życia, zgłosili się do Arbeitsantu celem uzyskania kenkarty. Co jakiś czas rozchodziły się pogłoski, że będą łapanki i wywózka na przymusowe roboty do Niemiec. Wtedy ludzie ukrywali się po lasach.

Jak już wspomniałem, nasza szkoła została zajęta przez wojska niemieckie, ale dzięki staraniom naszych wspaniałych nauczycieli: Stanisława Ceglarza, Franciszka Bogacza, Władysława Olesia, Jana Kalisza i innych udało się zorganizować nauczanie podstawowe. Wszystkie dzieci naszej szkoły zostały podzielone na grupy i umieszczone w kilku budynkach. Moja klasa przez dwa lata uczyła się w szkole w Sowlinach. Wspaniałe to były lata, kawał drogi, mało nauki, polskie, niemieckie, rachunki, przyroda, rysunki. To był codzienny rozkład zajęć. Moim nauczycielem od wszystkiego był Antoni Bieda. Była jeszcze religia i śpiew, który prowadził Mieczysław Mordarski-senior. To były prawdziwe lekcje nie tylko śpiewu. Pan Mordarski rysował na tablicy jakiś klucz i nuty, coś tam zaśpiewaliśmy i rozpoczęła się lekcja prawdziwej historii. Słuchaliśmy jej z przejęciem, nie zdając sobie sprawy, na co się nauczyciel naraża. Nauczanie historii groziło Oświęcimiem. Druga grupa uczyła się w jednej izbie na starej plebanii. Jeszcze inna grupa dzieci była ulokowana w czworaku przy browarze Marsów. Były tam najgorsze warunki. Pomieszczenia ciemne, wilgotne, zimne. Może tam była jakaś wygódka, ale my chłopcy woleliśmy biegać do pobliskich krzaczków. Tymczasem moje szkolne, zdawałoby się beztroskie lata, zakłócały złe wieści i tragiczne wydarzenia. Wysokie kontyngenty pozbawiały rolników ostatniej miarki zboża ukrytego do siewu i paszy dla bydła. Zabierano ostatnią krowę - żywicielkę dzieci. Dlatego znam smak chleba pieczonego z tymoty (kłoski trawy) i inne specyfiki, które ludzie jedli.

Do najtragiczniejszych lat z całej okupacji muszę zaliczyć rok 1943/44. Nasilał się ruch oporu, liczne grupy partyzanckie rozpoczęły swoją działalność dywersyjną, która w odczuciu ludności przynosiła tylko cierpienie niewinnych ludzi. Bo jakież miało większe znaczenie rozkręcenie szyn kolejowych i wykolejenie parowozu i kilku wagonów. Niemcy naprawili to w ciągu paru godzin, a odwet był straszny. Ginęły dziesiątki zakładników i pacyfikowano całe wsie, jak to miało miejsce w Porąbce. Albo w Nowym Sączu wysadzenie Zamku Jagiellonów w dniu 18 stycznia przez wywiadowcę NKWD Botionowa. Czy miało to jakieś strategiczne znaczenie w wyzwoleniu tego miasta? Wątpliwe. A strata była ogromna.

Czasem do tragedii przyczyniła się ludzka lekkomyślność, jak to miało miejsce w pewnym wydarzeniu. Jeden z poszukiwanych przez gestapo mieszkaniec Limanowej został zastrzelony, a znalezione przy nim notatki z nazwiskami osób udzielających pomocy partyzantom posłużyły jako wskazówka, doszło do licznych aresztowań, straciło życie wiele niewinnych ludzi.

W tych najcięższych latach terroru była też iskra nadziei. Zaczęto po cichu mówić o Wojsku Polskim, jakie formowało się w Związku Radzieckim i na Zachodzie. Zaczęto mówić o klęsce wojsk niemieckich pod Stalingradem i o ofensywie wojsk alianckich na Zachodzie. W sierpniu 1944 roku przy dobrej pogodzie od wschodu można było usłyszeć głuchy pomruk dział. To znowu ruszył wschodni front. Nadzieja zaczęła wstępować w ludzkie serca. Wreszcie przyszedł styczeń 1945 roku i wkroczenie wojsk radzieckich.

Opiszę krótko, jak to zapamiętałem. W godzinach porannych 16 stycznia wyszedł z miasta oddział wojska niemieckiego w sile około jednego plutonu, przeszedł koło naszego domu pod Chłopską Górą i udał się w góry. Inny oddział wojsk niemieckich, wycofując się pospiesznie wysadził wieczorem dwa mosty kolejowe w Mordarce i zniszczył budynek stacji kolejowej. Około południa tego samego dnia znad Łysej Góry nadleciały samoloty radzieckie. Zaczęły ostrzeliwać pociąg wojskowy stojący pod semaforem. Na drugi dzień słyszeliśmy strzały z ręcznej broni maszynowej. To strzelali wkraczający radzieccy żołnierze. Pierwsza radość i pierwsze wielkie rozczarowanie…

Tekst: Antoni Mamak (Echo Limanowskie),

Fotografie: archiwum Grzegorza Jońca

Podpisy zdjęć:


1. Żandarmeria niemiecka na limanowskim rynku.
2. Żydzi przed jednym z baraków obozu w Sowlinach. W krótkim czasie wywiezieni z obozu i rozstrzelani na 3. Zamieściu przy drodze Limanowa-Tymbark.
4. Obóz jeniecki zorganizowany przez okupanta przy rafinerii nafty w Sowlinach.

5. Czołówka z warszawskiej gazety „Czas - 7 wieczór” nr 243 z piątku 1 września 1939 roku.

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Limanowa w pierwszych dniach wojny"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in