20°   dziś 23°   jutro
Niedziela, 28 kwietnia Paweł, Waleria, Ludwik, Piotr, Bogna, Witalis

Pospolite ruszenie

Opublikowano 22.07.2012 09:12:30 Zaktualizowano 04.09.2018 14:18:36 Tusik
0 2538

Gdyby psy z Limanowej przemówiły, opowiedziałyby historię dziwnej metamorfozy mieszkańców powiatu. Oraz historię Edwarda Muchy, byłego górnika, obecnie rolnika, prawdopodobnie najstarszego biegacza w kraju.

Przedruk z "Tygodnika Powszechnego", Nr 28 (3287), 8 lipca 2012.
LINK: http://tygodnik.onet.pl/30,0,76734,pospolite_ruszenie,artykul.html

Psy, jeśli idzie o aktywność ruchową społeczeństwa, mają wiele do powiedzenia. Tak przynajmniej uważa prof. Leszek Balcerowicz – znany biegacz-amator, jeszcze lepiej znany ekonomista i były minister finansów – który dzieli się z „Tygodnikiem” swoją teorią z pogranicza socjologii i psychologii psów.

– Reagują nerwowo na zachowania odstające od normy – mówi o psach twórca polskich reform rynkowych. – Kiedy te same zachowania się upowszechniają, również zwierzęta uznają je za normę. Np. w latach 80., kiedy bieganie było rzadkością, notorycznie atakowały biegających. Teraz jest być może nieco lepiej, ale przełom nastąpi dopiero, gdy w ogóle przestaną atakować. Na razie pozostaję sceptyczny.

1

Psy agresywne, nienawidzące biegaczy – to najwyraźniej nie przypadek małopolskiej Limanowej.

Piątek, do finału Euro 2012 pozostały dwa dni, ale miasteczko żyje swoim własnym karnawałem sportowym: czwartym biegiem górskim Limanowa Forrest, w którym wystartuje niemal czterystu uczestników (około trzystu to amatorzy, połowa z nich to mieszkańcy Limanowszczyzny).

Mateusz Wroński (rocznik 1973), prezes Klubu Sportowego "Limanowa Forrest" i stowarzyszenia o tej samej nazwie, uwija się jak w ukropie po salach miejscowej podstawówki. W przerwach między transportowaniem butelek wody mineralnej i kompletowaniem pakietów startowych (wafelek, sok, koszulka, ulotka) pokazuje przez okno łagodny, zalesiony szczyt wznoszący się nad miastem (część Pasma Łososińskiego). Miejska Góra – z najwyższym stalowym krzyżem w Polsce – wznosi się trzysta metrów nad poziom miasta.

– Trasa, jak co roku, będzie biegła od centrum na szczyt, a potem z powrotem do miasta – mówi Wroński, mniej więcej co minutę odbierając telefony od uczestników biegu z całej Polski. – Mimo że to nieco ponad sześć kilometrów, trudność oceniam na odpowiednik półmaratonu po płaskim terenie.

Jak w ciągu trzech lat udało się Wrońskiemu zarazić bieganiem kilkuset, lekko licząc, mieszkańców powiatu limanowskiego (dzieci, kobiety, starców; studentów, lekarzy, rolników)? Skąd przemiana raczej nieruchawej, jak mówi sam Wroński, Limanowej w miasto ruchu? Jak to się stało, że w każdym niemal punkcie miasta, jak zeznają biegający regularnie wolontariusze Limanowa Forrest, można dziś znaleźć rowerzystę, rolkarza i biegacza?

– To było jak okręg na wodzie po rzucie kamieniem – tłumaczy krótko Wroński.

„Rzuty”, o których w mieście głośno, były przynajmniej dwa.

Pierwszy: Wroński w maju 2009 r. – będąc już po wielu maratonach i startach na krótszych dystansach – bierze udział w pierwszej edycji „Polska biega”, akcji zorganizowanej przez „Gazetę Wyborczą”, wymyślonej i stworzonej przez Piotra Pacewicza z „GW” oraz Roberta Korzeniowskiego (wówczas szefa redakcji sportowej TVP, która włącza się w akcję). W ramach akcji biegnie – między innymi z Korzeniowskim i Przemysławem Babiarzem z TVP – w Sztafecie Polska Biega z Piątku (geometryczny środek Polski) do Przemyśla.

– Biegliśmy z miejscowości do miejscowości, w każdej entuzjastycznie nas witano, dołączali się ludzie – wspomina Wroński. – Bardzo mi ta akcja zaimponowała, a kiedy wróciłem do Limanowej, pod blokiem otoczyło mnie kilkanaścioro dzieci, które kojarzyły mnie z bieganiem. Zażądały, bym zorganizował dla nich bieg osiedlowy. Cztery tygodnie po nim zrobiliśmy pierwszą edycję Limanowa Forrest. Od tamtej pory mamy lokalne pospolite ruszenie: imprez rowerowych i biegowych, organizowanych przez różne stowarzyszenia i instytucje, jest już u nas kilkanaście.

„Rzut” drugi. Tuż przed pierwszym biegiem Limanowa Forrest na zakupy do miasta udaje się z oddalonej od niego o dziesięć kilometrów wsi Szyk Edward Mucha, były górnik, do dzisiaj rolnik, lat 82. Na ścianie jednego z budynków widzi ogłoszenie o biegu. Choć całkiem niedawno przeszedł operację barku, postanawia po raz pierwszy w życiu wziąć udział w takiej imprezie.

Od tamtego lata Wroński (organizator i społecznik) oraz Mucha (najpopularniejszy biegacz) stają się rozpoznawalni w powiecie. Jeśli cokolwiek w sprawie masowego ruchu dzieje się na Limanowszczyźnie, ludzie kojarzą to z Wrońskim; jeśli o imprezie biegowej piszą lokalne media, na zdjęciach widać uśmiechniętego od ucha do ucha, szczupłego i lekko przygarbionego Edwarda Muchę w bejsbolówce.

– Gdy kilka lat temu po Limanowej chodzili z kijkami pierwsi miłośnicy nordic walking, słuchali znanego żartu: „Gdzie pani zgubiła narty?” – opowiada jeden z wolontariuszy LF. – Teraz bieganie w Limanowej przestało być śmieszne.

2

– Teoria z psami i biegaczami bardzo mi się podoba – ożywia się Robert Korzeniowski, wielokrotny mistrz olimpijski, świata i Europy w chodzie, współtwórca akcji „Polska biega”. Ale po chwili dzieli się zupełnie inną, bardziej optymistyczną diagnozą dotyczącą aktywności fizycznej Polaków: – Kiedy w latach 80. trenowałem na lotnisku Katowice-Muchowiec, największym marzeniem psów było złapać mnie za tyłek. Dzisiaj z psami nie ma problemu.

– Zachowanie psów jest zależne od ich instynktów: szczekają na to, co biegnie wzdłuż płotu „ich” terenu – mówi z kolei prof. Tadeusz Sławek, literaturoznawca, od 1979 r. biegacz-amator (na koncie wiele maratonów i krótszych biegów), mieszkaniec Cisownicy na Śląsku Cieszyńskim. – Zależy także (i tu już wkracza psychologia społeczna) od właściciela: nawet na zamożnym i, zdawałoby się, obywatelsko wyrobionym Śląsku Cieszyńskim jest wiele domostw, których właściciele beztrosko wypuszczają psy „luzem”. Stosunek do biegających jest pochodną stosunku do świata: kto rozumie go jako przejaw czegoś, co jest nieuchronnie „inne” i w związku z tym wymaga pewnej troski i dystansu do własnej kultury, ten biegających przyjmie życzliwie.

Według Korzeniowskiego, na życzliwość ze strony niebiegających biegacz trzy dekady temu nie miał co liczyć. – Mnie i moim kolegom zdarzało się, że na wsi gonili z widłami, „bo Antychryst biegnie”. Widziałem też babcię na leśnej drodze, która na mój widok się żegnała. To były czasy, kiedy ludzie wstydzili się przebiec w dresie przez miasto. Robili to pokątnie, późną nocą, wczesnym rankiem.

– Rzeczywiście, w latach 80. bieganie uznawane było za coś dziwnego – dodaje prof. Sławek. – Już wtedy nosiłem długie włosy, co dodatkowo prowokowało komentarze. Ale wspominam je raczej jako życzliwo-neutralne. Ktoś kiedyś powiedział: „O, biegnie pan z Perfectu”. Przez ostatnie dwudziestolecie Polska zmieniła się pod tym względem radykalnie: bieganie zostało uznane za sposób bycia.

Wraz z tą ewolucją zmieniła się scenografia: nie tylko biegacze w miejskich parkach i wysyp rowerzystów na ulicach i chodnikach, ale też będąca plonem ostatnich lat infrastruktura: „orliki”, wypożyczalnie rowerowe, coraz więcej specjalnych ścieżek (choć pod tym względem polskim miastom dużo brakuje do ideału).

Zmienił się – zwłaszcza w ostatnich latach – społeczny klimat wokół ruchu: efekt kart wstępu do centrów sportowych oferowanych pracownikom przez korporacje, ale też oddolnych imprez biegowych, takich jak te w Limanowej (jest ich rocznie w Polsce, jak szacują w Limanowa Forrest, około tysiąca, większość narodziła się w ciągu ostatniej dekady), i akcji społecznych na modłę „Polska biega”.

3

Wraz z Mateuszem Wrońskim wychodzimy przed budynek limanowskiej szkoły. Kiedy prezes Limanowa Forrest rozpoczyna rajd pieszy po mieście – ma wręczyć przedstawicielom władz i sponsorom zaproszenia na niedzielny bieg – przed szkołę nadbiega testujący trasę biegu urzędnik wojewódzki z Nowego Sącza w krótkich spodenkach.

Paweł Sułkowski, trzydziestolatek. W 2009 r. 116 kilo żywej wagi przy wzroście 181 cm; dziś – 83 kg. – W tygodniu przebiegam między 50 a 70 kilometrów. Zero słodyczy, napojów słodkich, mało pieczywa – wyjaśnia.

Po drodze do siedzib lokalnych VIP-ów – burmistrza, wójta, prezesa banku – co chwila ktoś Wrońskiego zaczepia: macha, pyta o niedzielny bieg, poklepuje. – Społeczeństwo się do mnie od kilku lat uśmiecha – opowiada Wroński, przecinając limanowski rynek. – Jestem też w mieście radnym, ale ludzie kojarzą mnie z biegowymi imprezami.

W starostwie powiatowym oglądamy gazetkę wydawaną przez samorząd: wśród dziesięciu przedsięwzięć, jakimi chwali się władza w 2011 r., aż trzy to imprezy biegowe. [...]

Więcej (ciąg dalszy) pod linkiem: http://tygodnik.onet.pl/30,0,76734,4,artykul.html

Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Pospolite ruszenie"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in