17°   dziś 23°   jutro
Piątek, 29 marca Wiktoryn, Wiktoryna, Helmut, Eustachy, Zenon

Brytyjskie lotnictwo nad Mogielicą w 1944r.

Opublikowano 21.07.2013 02:48:31 Zaktualizowano 05.09.2018 08:42:43 Walt
5 9211

69 lat temu, w nocy, z 9 na 10 lipca 1944r. Samolot Królewskich Sił Powietrznych – bombowiec Handley Page Halifax JP-254 „D” prowadzony przez W/O Clacketta dokonał udanego zrzutu nad Dzielcem k. Mogielicy dla żołnierzy Armii Krajowej.

Była noc, z niedzieli na poniedziałek 9 na 10 lipca 1944r. Samolot Królewskich Sił Powietrznych – bombowiec Handley Page Halifax JP-254 „D” prowadzony przez W/O Clacketta zmierzał do wyznaczonego celu. W kilka godzin ze słonecznej Italii, pokonał Adriatyk, Bałkany, Kotlinę Panońską by dotrzeć nad łańcuch Karpat. Dalej były Tatry, poszukiwanie Gorców i upragniony cel – zrzutowisko alianckie nr 401 – położone na wzgórzu Dzielec k. Mogielicy w Słopnicach. Partyzanci z placówki AK „Kuźnia”, żołnierze Komendy Obwodu AK Limanowa oraz żołnierze Oddziału Partyzanckiego „Wilk” otrzymali długo oczekiwany zrzut.

Przygotowania

Historia przygotowania zrzutowisk i oczekiwania na zrzut na ziemi limanowskiej, sięgała końca 1943r. Po nieudanych próbach zimą i wiosną na Ćwilinie, nowym miejscem wyznaczonym do odbioru zrzutów została, rozległa polana położona na skraju wzgórza Dzielec, koło Mogielicy. Wówczas, był to teren działalności miejscowej placówki AK „Kuźnia” w Słopnicach. Zapotrzebowanie na zrzut było związane głównie z brakami w umundurowaniu i wyposażeniu szeregów partyzanckich na limanowszczyźnie. Przygotowanie odbioru zrzutu wiązało się z odpowiedzialnością z zakresu logistyki i bezpieczeństwa. Jak wyglądały przygotowania do odbioru zrzutu od kuchni?

Koordynacją operacji zrzutowych na terenie dystryktu krakowskiego GG, zajmowała się komórka krakowskiego Okręgu AK. Do odbioru zrzutów w Obwodach(odpowiednik współczesnego obszaru powiatu) wyznaczano żołnierzy przydzielonych do oddziałów, zajmujących się bezpośrednim odbiorem tego co spadnie z nieba na zrzutowisko. Inni pozostali zajmowali się zabezpieczeniem zrzutowiska i okolicznych dróg i traktów tak, aby nikt spoza zaangażowanych nie miał dostępu do miejsca zrzutowego. W odbiorze zrzutów brało udział kilkuset żołnierzy, w przypadku akcji na Dzielcu, mogło ich być więcej niż dwustu. Na specjalnych zbiórkach, zwanych też koncentracjami pouczano żołnierzy z obstawy, osłony i odbioru zrzutu jak mają się zachowywać w czasie nocnej akcji.

Jak wyglądał w praktyce „dzień zrzutowy”?

Specjalnie wyznaczony Delegat np. Okręgu AK Kraków, przyjeżdżał w rejon placówki, ustalał z dowództwem sposób czuwania, uruchamiania pogotowia zrzutowego, prowadził szkolenie z zakresu przyjęcia zrzutu. Informacje o terminie zrzutów placówka odbiorcza uzyskiwała z nasłuchu komunikatów ukrytych w polskich audycjach radia BBC. W czasie audycji o umówionych godzinach (15:00, 19:00) początkowo puszczano określone melodie, sygnalizujące czy zrzut się odbędzie. Melodie początkowo były adresowane do wszystkich placówek. Od drugiej połowy 1944 r., w BBC, nadawano tzw. „kaczki” czyli umówione polskie utwory ludowe i piosenki żołnierskie, przyporządkowane do danej placówki. Nadanie melodii o godz.15:00 symbolizowało, że tej nocy nastąpi zrzut. Powtórne nadanie o godz. 19:00 lub 21:00 oznaczało, że samolot wyleciał już z bazy. Istniały też melodie, odwołujące lot. Spis melodii na dany sezon zrzutowy, ustalano między KG AK a komórką „Syrena” w Sztabie VI Naczelnego Wodza RP w Londynie. W ostatniej fazie, ustalenie zrzutowisk i melodii pozostało w kwestii kontaktu poszczególnych Okręgów AK z bazą w Brindisi.

Logistyka – czyli jak zdyscyplinować kilkuset „leśnych”

Do przyjęcia zrzutu byli zazwyczaj przeznaczeni żołnierze placówek lub oddziałów partyzanckich, którzy przeszli szkolenie, byli dzieleni na trzy grupy. Pierwsza, najmniej liczna, miała za zadanie komunikację świetlną z nadlatującym samolotem (za pomocą ułożonego znaku świetlnego z rozmieszczonych w odpowiednich odstępach latarek lub lamp). Odbiór zrzutów, szczególnie w ostatnim kwartale 1944 r., był prowadzony przez delegatów KG AK, tzw. oficerów Powietrznego Przerzutu.

Początkowo placówka jeżeli zobaczyła maszynę nadawała sygnał świetlny. Z racji, że każdy samolot mógł odebrać taki sygnał – szczególnie wrogi, zaniechano tego procederu. W późniejszym czasie sygnał umowny musiał nadać nadlatujący samolot(w formie litery w alfabecie Morse’a – sygnał nadawczy i odpowiedź znał tylko wyznaczony Delegat z Okręgu). Samolot otrzymywał odpowiedź w formie świetlistego znaku (strzała, krzyż, litera)uformowanego za pomocą lamp, które miały wskazywać kierunek wiatru. Po dokonaniu zrzutu, oddział odbioru zajmował się zabezpieczeniem zrzuconych zasobników i paczek. Niestety zdarzało się, zwłaszcza przy pierwszym zrzucie, że zaaferowani, niedoświadczeni żołnierze, trzymający latarki, rozbiegali się gdy samolot zrzucał w pierwszym nalocie część zasobników. Przez to w kolejnych nalotach pilotowi ciężko było odnaleźć punkt odniesienia. Nawigator i pilot poruszali się tylko za pomocą mapy! Nie korzystano z radia i innych urządzeń, by nie dekonspirować się przed wrogiem.

Często zdarzało się, że w trakcie zrzutu wiatr rozniósł na znaczną odległość paczki lub zasobniki. Wtedy należało je jak najszybciej odzyskać. Druga grupa żołnierzy, zajmowała się transportem materiałów zrzutowych do wyznaczonych wcześniej miejsc i jego ukryciem. Gdy na zrzutowisko byli zrzucani skoczkowie, należało ich przeprowadzić do wyznaczonego wcześniej miejsca aklimatyzacji. Trzecia grupa zajmowała się zabezpieczeniem i obstawą zrzutowiska, by reagować w razie niebezpieczeństwa.

O powstaniu zrzutowiska na Dzielcu wiadomo kilka faktów. W kartotece Oddziału VI Sztabu NW figurowało pod numerem 401 – mogąc przyjąć jednej nocy zrzut z trzech maszyn. Placówka była „czynna”, czyli rozpoczęła czuwanie na początku czerwca 1944r.. Kolejnymi okresami czuwania był 3-5 lipca i 9-11 lipca oraz pierwszy tydzień września.

„Czarny Poniedziałek”

Noc z 3 na 4 lipca, przyniosła kolejny okres czuwania. Po blisko miesięcznej przerwie, tej nocy, na obszar okupowanej Polski wyleciało 12 samolotów (5 polskich i 7 brytyjskich). Trzy brytyjskie Halifaxy: DG-396 „U” P/O Crabtreego, EB-179 „Q” W/O Bettlesa i JP-292 „W” W/O Fairweathera skierowano na bastion „Sójka” 401, położony 19 km na wschód od stacji kolejowej Mszana Dolna w pobliżu wsi Zalesie.(…)Crabtree nadleciał nad cel na wysokości 1000 stóp o godz. 00.43, ale placówka sygnału nie wyłożyła tylko nadała literę, której nie mógł odczytać, więc zdecydował nie zrzucać. (…)P/O Crabtree wylądował w Brindisi o godz. 05.19 po 8 godz. i 27 minutach lotu*. Drugi z samolotów – załoga Bettlesa musiała awaryjnie lądować po kilkudziesięciu minutach lotu, w wyniku usterki jednego z silników. Trzeci samolot, wzbił się w powietrze o godz. 20.45. Prowadzony przez doświadczonego pilota W/O Fairweathera, zmierzał odbyć swój siódmy lot operacyjny do Polski, z którego już niestety nie wrócił. Jego Halifax został zestrzelony w drodze na zrzutowisko na Dzielcu, przez nocnego myśliwca Dornier Do 217 pilotowanego przez Oblt. Johannesa Krause – miało to miejsce nad Jugosławią (miejscowość Sombor).

Wszyscy członkowie załogi polegli i dzisiaj spoczywają na Brytyjskim Cmentarzu Wojennym w Belgradzie. Jak pisze Kajetan Bieniecki Pilotowi W/O Fairweatherowi brakowało tylko 50 godzin do ukończenia 300-godzinnej drugiej tury operacyjnej**. Członkowie poległej załogi byli w wieku 20-24 lat. Tej nocy, żaden z trzech samolotów nie dokonał zrzutu na placówkę. Wydajność operacji w nocy z 3/4 lipca wynosiła 42% dla 12 samolotów. Dla 148 Dywizjonu był to czarny poniedziałek, gdyż jednej nocy dywizjon stracił jedną trzecią swego etatowego stanu.

Halifaxy nad Dzielcem

Wreszcie nadeszła noc kolejnego czuwania na zrzutowisku, było to z 9/10 lipca, z niedzieli na poniedziałek. Tym razem zostały skierowane dwa brytyjskie Halifaxy: JP-254 „D” W/O Clacketta i JP-295 „P” F/O Blynna. Kilka minut po północy, żołnierze czuwający na polanie, usłyszeli charakterystyczny warkot silników. Pilot W/O Clackett nadleciał nad cel(…)zauważył, jak obsługa bastionu biegła na swoje stanowiska i nadawała wieloma latarkami literę odzewu. W/O Clackett zrzucił ładunek na prawidłowo wyłożony sygnał świetlny w dwóch nalotach 15 minut po północy.*** Było to dwanaście zasobników i dwanaście paczek. Brytyjski pilot w drodze powrotnej zdążył jeszcze zrzucić 100 funtów ulotek na jugosłowiańskie miasta: Kraljevo i Kragujevac. Pilot lądował w bazie po 8 godzinach lotu, o godz. 4.30. Tej nocy nad placówką pojawił się drugi Halifax F/O Blynna, lecz zadania nie wykonał z powodu mgły, przez, którą nie mógł ustalić punktu odniesienia. Żołnierze Komendy Obwodu AK Limanowa, OP 'Wilk', otrzymali upragnione wyposażenie i umundurowanie.

O tym co znajdowało się w pojemnikach zrzutowych, które wylądowały na Dzielcu i jakie miały przeznaczenie postaram się napisać następnym razem. Materiał dzielę na partie ze względu na ilość interesujących informacji, które w ostatnim czasie się pojawiły, a których nie chciałbym pominąć.

* K. Bieniecki, Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, W-wa 2005, s. 163

** Tamże

*** K. Bieniecki, Lotnicze…, s. 167-168.

Zainteresowanych tematem lub mającym ciekawe relacje członków rodzin związanych z tym tematem i nie tylko, zapraszam do kontaktu na pw. Na limanowa.in lub adres mailowy: prebuk@wp.pl Dziękuję za liczne wiadomości i maile z relacjami, które pojawiały się po ostatnich art. Na limanowa.in

Zapraszam również na profil na Facebooku Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych 1 PSP AK, gdzie staramy się rekonstruować i odtwarzać wydarzenia, które miały miejsce w naszym regionie, jak wyżej opisane.

W tekście wykorzystano:

Bieniecki. K – Lotnicze wsparci Armii Krajowej, Warszawa 2005, s. 163,167-168.

Mroczkowski. K - Operacje zrzutowe lotnictwa aliantów zachodnich i funkcjonowanie

zrzutowisk AK na terenie dystryktu krakowskiego i galicyjskiego w latach

1941 – 1944, Rzeszów 2007.

Oraz materiały ze zbiorów własnych do artykułu – Zrzuty aliantów zachodnich na Ziemi Limanowskiej w 1944r. [w:] AZL nr 45/46, lato/jesień 2012, s. 23-29.

Fotografie wykorzystano ze strony: http://www.aircrewremembered.com, ze zbiorów Terrego Makera, oraz ze zbiorów własnych autora.

  1. Handley Page Halifax – bombowiec brytyjski, wykorzystywany do operacji zrzutowych na obszarze okupowanej Polski u Europy Środkowo-Wschodniej. Poglądowa wersja samolotu.
  2. Obecny widok (stan na 2012r.) miejsca zrzutowiska na Dzielcu.
  3. Pilot W/O Charles Thomas Fairweather – poległ 3 lipca 1944r. wraz z załogą w czasie odbywania lotu ze zrzutem na placówkę zrzutową na Dzielcu, miał 24 lata.
  4. Skład załogi samolotu Fairweathera z dnia 3 lipca 1944r.
  5. Widok fragmentu z Cmentarza Wojennego w Belgradzie, gdzie zostali pochowani brytyjscy lotnicy.

SRH 1PSP AK - P.Bukowiec

Komentarze (5)

PasazerLinii7
2013-07-21 10:50:52
0 0
Należałoby uzupełnić artykuł o wyjaśnienie, z jakiej to przyczyny amerykańscy, brytyjscy i polscy lotnicy musieli ryzykować lot z południowych Włoch, przez całe okupowane Bałkany, gdy - zwłaszcza w II połowie 1944 r. - o lotniczy rzut beretem od naszych zrzutowisk znajdowały się sowieckie lotniska polowe.
Ano, takim to 'sojusznikiem' był ZSRR.
Odpowiedz
MarekS
2013-07-21 13:26:54
0 0
Słusznie, Panie J.. Wyjaśnienie by się przydało. Mogło trochę dziwić, że Roosevelt wspierając hojnie Stalina setkami tysięcy ton pomocy militarnej począwszy od samolotów i czołgów a skończywszy na konserwach i kufajkach nie wyegzekwował tych lądowisk dla tzw. lotów wahadłowych. Ale po Teheranie już było posprzątane w Europie ...
Odpowiedz
Walt
2013-07-21 17:07:44
0 0
Wcześniej było jeszcze trudniej, gdy loty odbywały się z terenu W. Brytanii na obszary okupowanej Polski. W dyskusję odnośnie Teheranu nie wchodzę, dużo by pisać. Będzie jeszcze ku temu okazja. A co do wyegzekwowania lądowisk przez Roosevelta u Stalina. Działało to w drugą stronę, z za linii frontu Sowieci przerzucali zorganizowane grupy w celu prowadzenia dywersji (oficjalnie) a jak część z was wie, w celu rozpracowania struktur podziemnej konspiracji AK i nie tylko. Np. na południu, Gorce - grupa Zołotara. O tym lądowaniu też trzeba będzie kiedyś wspomnieć. I na dodatek, Sowietom rodacy nie zrzucali żywności, tylko broń, broń i jeszcze raz broń. W 'zdobywaniu' żywności mieli 'doświadczenie'. W Łącku coś na ten temat wiedzą. Nie przez przypadek Sowietów często określano szarańczą XX wieku. Trochę obiegłem od głównego wątku, ale jak widać tematyka jest dosyć rozległa.
Odpowiedz
marlehill
2013-07-21 18:03:05
0 0
aż się wystraszyłem że na desant wysłany przez Rudego Płemieła Wikinga I ,Anglicy odpowiedzieli zaatakowaniem Mogielicy.....
Odpowiedz
paygert
2013-07-21 20:35:15
0 0
@PasazerLinii7
Tak dla doprecyzowania ...nie tylko te narodowości latały ze zrzutami..powinieneś dołożyć do tego jeszcze obywateli innych nacji tj. Kanadyjczyków, Nowozelandczyków, Południowoafrykańczyków (RPA),Australijczyków a nawet Rodezyjczyków ...jak widać ci ludzie często poświęcali bezinteresownie życie by dokonać zrzutu do kraju którego historii nawet nie znali. CHWAŁA IM ZA TO!
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Brytyjskie lotnictwo nad Mogielicą w 1944r."
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in