7°   dziś 10°   jutro
Piątek, 19 kwietnia Adolf, Tymon, Włodzimierz, Konrad, Leon, Leonia, Tytus

Ikar na paralotni

Opublikowano 28.08.2009 09:08:46 Zaktualizowano 05.09.2018 12:24:13 JOMB
6 14564

Po jednym z pierwszych lotów miał odbitą nerkę i pękniętą kość ogonową. Innym razem wylądował na drzewie i skręcił kolano. Na skroni ma szramę po uderzeniu śmigła. A jednak stanowczo twierdzi, że latać będzie dalej. Wojtek Wojtas z Limanowej jest miłośnikiem sportu, o którym niektórzy mówią „coś dla samobójców”.

Latanie na „miękkim” skrzydle


Paralotnia wywodzi się od spadochronu szybującego. Najprościej mówiąc to skrzydło uszyte z materiału nieprzepuszczającego powietrza, posiadające komory i wzmocnienia nadające paralotni kształt płata o określonych walorach aerodynamicznych z wyprowadzonymi linkami, które zebrane są w dwie taśmy wczepiane za pomocą karabinków w uprząż. Tak wygląda typowa paralotnia do latania swobodnego. Jest też możliwość latania z napędem, czyli doczepienia silnika ze śmigłem i uprzężą. Wtedy paralotniarz dźwiga napęd na plecach. Średnio, w zależności od mocy i ilości zatankowanego paliwa, silnik waży od 18 do 40 kg.

Pierwsze zetknięcie z ziemią

Zobacz również:


Wojtek Wojtas swoją przygodę z paralotnią zaczął dość dramatycznie. W czasie studiów był na imprezie integracyjnej. Tam spotkał człowieka, który za kilka dolarów kupił paralotnię rosyjską. Nowy znajomy bardzo chętnie udostępniał innym sprzęt, każdy mógł się przelecieć. 

– To była głupota – z perspektywy czasu komentuje Wojtek. - Nie wiedziałem wtedy, co to jest masa startowa (podstawowy parametr każdego skrzydła), jakie warunki pogodowe muszą być, żeby można było bezpiecznie latać. Wtedy w Krakowie zaliczyłem swój pierwszy niedługi lot, pierwsze uderzenie w ziemię, pierwszą odbitą nerkę i pękniętą kość ogonową. Ale nie zraziłem się.
Próbował latać dalej, choć miał chwilę przestoju. Później dowiedział się, że sprzęt, który ma, nie jest najlepszy. Wiec gdy przypadkowo spotkał kolegę, który zaoferował mu okazyjnie kupno paralotni, skorzystał z możliwości. Na nowym glajcie latał prawie 3 lata. Ale profesjonalny kurs dla paralotniarzy przeszedł dopiero po kilku latach przygody z tym sportem. Bardziej zrobił to dla wymogów formalnych i ubezpieczeniowych niż dla samej nauki. Z perspektywy czasu na to też patrzy inaczej.

Gdy ktoś przypadkowy prosi o instruktaż i możliwość lotu, to tego nie robię. Kurs podstawowy kosztuje około 750 złotych, jest na nim ok. 30 lotów za wyciągarką, zapewniony sprzęt, ubezpieczenie, opieka instruktora. To zdecydowanie najlepsze i najbezpieczniejsze rozwiązanie dla tych, którzy chcą zacząć latać na paralotni.

Szachista też ryzykuje


Na pytanie o ryzyko, odpowiada, cytując Jędrzeja Jaxa Rożena: - Ryzykujemy w ogóle żyjąc na tym świecie. Przecież nawet ktoś decydujący się na szachy jako sport wyczynowy ryzykuje, że niespodziewanie oberwie mu się na głowę żyrandol.

Zaraz dodaje: - Paralotniarze dzielą się na takich, którzy uderzyli w ziemię i takich, którzy dopiero uderzą. Ja mam nadzieję, że uderzenie mam już za sobą, nawet kilka.
Najgorsze co go spotkało, to skręcone kolano. Wszystko działo się na górze Chełm.

- Wystartowałem, nie zabierało mnie od razu, ale nagle wszedłem w komin, strzał do góry i dostałem naprawdę porządną klapę - złożyło mi się trzy czwarte skrzydła. Wylądowałem na jodle, która miała 30 metrów, ja zawisłem na 24 metrze uderzając w drzewo. To było w Wielką Niedzielę, teściowie czekali na mnie w domu z obiadem, miałem zamiar tam przylecieć. Dopiero gdy zszedłem na ziemię, poczułem ból w skręconym w kolanie – opowiada.
Innym razem został „lekko” zahaczony śmigłem. Była zima, ślisko, dodał gazu, silnik go przewrócił i skończyło się na 12 szwach. I tak miał szczęście, śmigło może przepołowić człowieka, jego tylko drasnęło.

Trzeba mieć jaja i zacięcie


- Ktoś, kto zaczął latać, nie zrazi się drobnym wypadkiem. Do latania trzeba mieć jaja i zacięcie – mówi ze śmiechem. Zaraz przekonuje, że paralotniarstwo to jeden z najbezpieczniejszych sportów lotniczych. Trzeba tylko spełnić trzy warunki, tzn. latać na bezpiecznym sprzęcie, przy bezpiecznej pogodzie i w bezpiecznym miejscu.

- Jak się spełni te warunki to nawet osobie, która nigdy nie miała nic wspólnego z lataniem, nic nie powinno się stać – twierdzi. – Jest to na tyle bezpieczne, że można z pełną odpowiedzialnością wziąć dziecko, ale oczywiście trzeba wybrać „maślane” warunki – zapewnia. Jego rodzina jest przyzwyczajona do niecodziennej pasji taty. Żona i troje dzieci nie znają okresu, kiedy nie latał. Teraz pracuje nad tym, żeby dzieci latały z nim.

Powietrze krzywdy nie robi


Nie znaczy to, że w górze nie czuje strachu. - Nie można powiedzieć, że się ktoś nie boi. Jeśli ktoś nie czuł strachu to nie czuł respektu do sił natury, a z nią się nie wygra – mówi. Opowiada o koledze, który zginął. W tym wypadku zawinił człowiek i zawinił sprzęt, ale teoretycznie do tragedii nie miało prawa dojść.

- Powietrze nie robi krzywdy. Im wyżej tym bezpieczniej. Jak coś się stanie kilometr nad ziemią, to jest jeszcze dużo czasu, by szukać ratunku. Gorzej jest tuż nad ziemią, bo to zetknięcie z ziemią jest niebezpieczne. Najlepszą rzeczą do awaryjnego lądowania są drzewa, bo czasza zapląta się w konary, czyli zawiśniemy nad ziemią, a więc kręgosłup, nogi, ręce będą całe.
Sam latając stara się nie ryzykować. - Wystartować można, wylądować trzeba. Ze starem nie ma problemu, ale czasem człowiek się modli, żeby dotknąć z powrotem ziemi – mówi.

Miał takie momenty, gdy po starcie składało mu skrzydło, walczył, żeby je otworzyć, wpadał w kolejne turbulencje i zastanawiał się po wylądowaniu czy to sport dla niego ale już po chwili zmieniał zdanie – i znów był w powietrzu.

Sport siedzący


Na swoim koncie ma loty swobodne i z napędem. Najdłuższy swobodny trwał ponad trzy godziny, najdalszy z napędem PPG miał 80 kilometrów po trasie trójkąta. Jak mówi, latanie swobodne daje prawdziwe poczucie wolności i niezależności, jednak latanie z napędem uniezależnia od wiatru, daje porcję większej rozrywki, nie trzeba stale walczyć o noszenia i wysokość. Wojtek śmieje się, że paralotniarstwo to właściwie nie jest sport. Siedzi się lub leży w uprzęży, trzymając w rękach sterówki. Czasem trzeba podejść na górkę, z której się będzie startować i na tym gimnastyka się kończy. Osobną kwestią są turbulencje.

- Jeśli jest termika, są też turbulencje, dla początkujących nie jest to przyjemne. To się czuje żołądkiem. Linki mają ok.7-9 metrów, a gwałtowne wahnięcia są rzędu kilku metrów. Z dołu tego nie widać, ale to się czuje, człowieka wtedy czasem naprawdę sponiewiera – przyznaje.

Przedstawia za to inną zaletę paralotniarstwa - jak mówi, jest to stosunkowo tani sport. Żeby polecieć z napędem na używanym sprzęcie trzeba wydać ok. 5 tys. zł. Nowy z przyrządami, łącznością, GPSem, nowym skrzydłem i napędem, kaskiem, kombinezonem i spadochronem ratunkowym można skompletować już za 17-25 tys.

Na tych samych falach


Na paralotniach latają ludzie od lat szesnastu po siedemdziesiąt, od murarzy po adwokatów i lekarzy. W Limanowej tworzą czteroosobową ekipę: Wojtek, Witek, Filip i Mirek. Ostatnio na loty jeżdżą do Łososiny Dolnej, Gdowa, Kurowa, bo już znudziły się okolice Limanowej.

- Latanie w grupie to frajda. Spotykają się ludzie, którzy mają jedną pasję, których to samo cieszy. W czasie lotu każdy ma radio, można porozmawiać, jest też element rywalizacji. Nie spotkałem paralotniarza, który nie byłby fajnym kolegą. Po prostu nadajemy na tych samych falach – ocenia.
Ludzie na ich widok reagują z sympatią, zatrzymują samochody, żeby popatrzeć, machają, robią zdjęcia. Czasem dziwią się, że Wojtek ze swoimi 115 kg żywej wagi lata. A przecież paralotnie są jak samochody – różnią się osiągami, poziomem bezpieczeństwa, łatwością pilotażu. Nie ma tu ograniczeń wagowych, trzeba tylko dobrać odpowiedni dla siebie sprzęt.

Glajt to wolność


Wojtek Wojtas mówi, że z paralotni nigdy nie zrezygnuje. Myślał wprawdzie o szybowcach i samolotach ultralekkich, ale glajty stawia na pierwszym miejscu.

- Jedynym minusem paralotni jest uzależnienie od specyficznych warunków pogodowych, ponieważ nie każda pogoda jest odpowiednia do bezpiecznych lotów. Ale poza tym latanie na glajcie daje pełną wolność. Pakuję wszystko do samochodu, jadę gdzie chcę, bo jeśli mam zgodę właściciela terenu i nie jestem w strefie ograniczeń lotów, to mogę startować skąd chcę. Paralotnia ma małą prędkość przelotową, więc jest czas, żeby zrobić zdjęcia, dokładnie „zlustrować” teren. Jest bardzo mobilna, nie potrzebuję dużo miejsca na lądowanie, mogę „zaparkować” choćby pod domem. Jednym słowem daje poczucie niezależności. Nawet momenty mrożące krew w żyłach są przyćmiewane przez te rewelacyjne i jedyne w swoim rodzaju, których jest zdecydowanie więcej.

Fot. z archiwum Wojtka Wojtasa

Komentarze (6)

mb3
2009-08-28 10:53:11
0 0
Panowie, proszę o poprawienie błędu, bo aż wstyd - 'Na swoim kącie ma loty swobodne i z napędem. '
Odpowiedz
JOMB
2009-08-28 12:12:28
0 0
Ups, przepraszam, biję się w piersi i już poprawiam! Hm, tylko dlaczego 'panowie'???
Odpowiedz
mb3
2009-08-28 12:22:20
0 0
Hmmmm, właściwie to nie wiem, jakiś taki nawyk z różnych for... Nie mniej jednak jeśli mam do Czynienie z Kobietą to przepraszam :-)
Odpowiedz
JOMB
2009-08-28 12:40:27
0 0
Przeprosiny przyjęte :) Dziękuję za uważną lekturę tekstu :)
Odpowiedz
Edziu
2009-08-28 22:02:10
0 0
Pozdrowienia dla koleżanki i kolegi Wojtka
Odpowiedz
konto usunięte
2009-08-28 23:23:21
0 0
Eeeee .... Ładnie ładnie ;dd Zawsze Szalony Wojtuś ;dd ;-)
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Ikar na paralotni"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in