Baner Baner
8°   dziś 3°   jutro
Sobota, 20 kwietnia Czesław, Agnieszka, Marian, Czech

Operacja polska NKWD 1937-1938. Zagłada na polecenie Stalina

Opublikowano 13.08.2019 09:11:00 Zaktualizowano 13.08.2019 09:39:27 pan
1 7449

Pewnej nocy 1937 roku NKWD otoczyło całą wieś Czarny Bór w Ukraińskiej SRS. – Od wczesnego ranka rozpoczęła się intensywna praca selekcyjna – zapamiętał Jan Sinicki. – Całą ludność wsi podzielono na trzy grupy: pierwsza – mężczyźni (których w większości natychmiast rozstrzeliwano w pobliskim lasku), druga – kobiety z małymi dziećmi (kierowano ich na wysiedlenie w Kazachstanie) i trzecia – dzieci powyżej 10 lat (kierowano je do dietdomów – sierocińców) – w celu wychowania na oddanych władzy radzieckiej patriotów ZSRR i całkowitego izolowania od jakichkolwiek związków z polskością.

Pierwsze ludobójstwo popełnione na Polakach rozegrało się na sowieckich bezkresach w latach 1937-1938. Machinę zagłady uruchomił rozkaz numer 00485 ludowego komisarza spraw wewnętrznych Nikołaja Jeżowa, z 11 sierpnia 1937 r. Jej tryby pochłonęły Polaków zamieszkałych na ziemiach wcielonych traktatem ryskim w 1921 roku do Ukraińskiej oraz Białoruskiej SRS oraz tych z Odessy, Kijowa, Moskwy, Petersburga (wówczas: Leningradu), i wreszcie tych z dalekiej Syberii. Mikołaj Iwanow, historyk rosyjskiego pochodzenia zamieszkały w Polsce, obliczył, że w 1937 roku Polak stawał 36 razy częściej przed plutonem egzekucyjnym niż sowiecki obywatel innej narodowości.

Jak podają specjaliści z rosyjskiego Memoriału, w ciągu niespełna 16 miesięcy aresztowano ponad 143 tys. osób, osądzono prawie 140 tys., w tym na śmierć skazano co najmniej 111 091, co daje gigantyczną liczbę 80 proc. oskarżonych.

Liczbę tę, pięciokrotnie przewyższającą liczbę ofiar mordu katyńskiego, należy traktować z ostrożnością, ponieważ dostępu do akt sowieckiego aparatu przemocy wciąż bronią władze Rosji i Białorusi. Niektórzy historycy szacują, że pozbawiono życia dwieście lub więcej tysięcy. Prawie 29 tys. osób skazano, również według źródeł sowieckich, na łagry.

Zobacz również:

Operacja polska NKWD – kulminacja prześladowań, trwających w większym nasileniu od początku dekady ‒ zamknęła wieko nad trumną Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wymordowano bowiem i wygubiono jej potomków.

Rządy nagana

W Rosji Sowieckiej, a od 1922 r. w Związku Sowieckim, pozostało po odrodzeniu Rzeczypospolitej w 1918 r. wiele skupisk ludności polskiej. Niepodobna podać dokładnej liczb, bowiem podczas powszechnego spisu ludności z 1926 r., który wykazał ponad 780 tys. osób, dane drastycznie zaniżano. Bliższe prawdy, choć nieprecyzyjne, są szacunki polskie z tamtych lat – co najmniej 1,3 do 1,5 mln.

Terror w pierwszej komunistycznej utopii uderzał w różne grupy społeczne i narodowościowe, przetaczając się co jakiś czas falami od Ukrainy i Białorusi po Kamczatkę, od Morza Białego i Oceanu Arktycznego po Mongolię. Celem bolszewików było utrzymanie władzy nad zróżnicowaną etnicznie ludnością, w której Rosjanie nie stanowili nawet połowy (43 proc. populacji), zdobycie pełnej kontroli nad państwem i zbudowanie „nowego społeczeństwa”, m.in. przez eksterminację wielkich grup ludności, postrzeganych jako nie dość lojalne, m.in. duchowieństwo prawosławne i katolickie, chłopów, inteligencję, właścicieli przedsiębiorstw, przedstawicieli mniejszości, stanowiących przecież „większość”.

Polacy stawali się zatem kolejno ofiarami walki z religią, byli mordowani, deportowani i skazywani na łagry oraz więzienia jako wrogowie przymusowej kolektywizacji w latach 1929-1933, umierali podczas Wielkiego Głodu, ginęli lub jechali w bydlęcych wagonach na zsyłki podczas „rozkułaczania” od połowy lat 30. XX wieku.

A gdy likwidacja „elementów antysowieckich” eksplodowała w latach 1937-1938 Wielkim Terrorem, ruszyły masowe operacje. Wymierzone były przede wszystkim w chłopstwo („operacja kułacka” rozpoczęta rozkazem NKWD nr 00447 z 30 lipca 1937 roku) oraz w mniejszości.

Polacy pod „traktor ideologii”

Zanim bolszewicy zdecydowali się na ostateczne uderzenie w Polaków, wiązali z nimi pewne nadzieje. Marzyło im się – po klęsce w 1920 roku pod Warszawą – utworzenie małej sowieckiej Polski na własnym terytorium. Zamierzali wychować kadry, które wezmą udział w planowanej agresji na II Rzeczpospolitą i będą rządzić w przyszłej czerwonej republice nad Wisłą. Utworzono zatem dwa Rejony Narodowe: tzw. Marchlewszczyznę na Ukrainie w 1925 i Dzierżyńszczyznę na Białorusi w 1932 r. Pomysł podsunęli komuniści mieszkający w pierwszym państwie robotników i chłopów: Julian Marchlewski, Feliks Kon, Feliks Dzierżyński i jego żona Zofia. Równocześnie propaganda odmalowywała przerażający obraz II Rzeczpospolitej, „kraju szubienic, głodu i nędzy”, gdzie „ludzie podobni są do szkieletów, dzieci giną z głodu”, a „bezrobotni mieszkają w podziemnych norach”.

Przedsięwzięcie to było częścią szerszego planu – zadekretowanej przez Stalina korienizacji. Aby zaspokoić oczekiwania rozbudzone obietnicami z okresu rewolucji i wojny domowej, ogłoszono „powrót do korzeni narodów uciskanych przez carat”. Przykładem realizacji tej polityki niech będzie Ukraińska SRS, w której do 1931 r. powstało 14 regionów narodowych (bułgarskie, greckie, niemieckie i polski).

Dołbysz na Ukrainie i Kojdanów w Białoruskiej SRS, wyznaczone na stolice Rejonów Narodowych, zmieniły nazwy: pierwszy – na Marchlewsk, drugi – na Dzierżyńsk. Głównym ośrodkiem wychowania agentów i wykuwania „nowego człowieka” miała być Marchlewszczyzna. Sprowadzono tam komunistów polskiego pochodzenia, by uformować w tym chłopskim rejonie inteligenckie elity. Postawiono na stworzenie „kultury proletariackiej”, sięgając po wzór sowieckiego „realizmu socjalistycznego”. Trzeba było zastąpić czymś wielowiekowy dorobek kultury europejskiej, zwłaszcza polskiej – a przynajmniej stworzyć pozory, że pod władzą sowiecką rozkwita „nowa sztuka”. Ta nowa miała być ‒ w odróżnieniu od starej – „zdrowa”. Witold Wandurski pisał w 1930 r., w „Trybunie Radzieckiej”, że chodziło o „rozwój języka polskiego, wzmocnionego i oczyszczonego przez dopływ nowych pierwiastków klasowych, […] gruntowne przeoranie obyczajowości polskiej traktorem nowej ideologii marksistowsko-leninowskiej”.

Reforma po bolszewicku

Bruno Jasieński, poeta i skandalista, który zasłynął w Warszawie jako współautor futurystycznego manifestu „Nuż w bżuhu. Jednodńuwka futurystów”, a od 1929 r. mieszkał w ZSRS, wezwał do przeprowadzenia w obu rejonach „rewolucji językowej”. „Burżuazyjną” ortografię należało, jego zdaniem, zastąpić fonetycznym zapisem, ponieważ ta pierwsza sprawiała trudność proletariackim dzieciom. Hasło uproszczenia pisowni propagowano też w Dzierżyńszczyźnie, gdzie jeden z inspektorów do spraw polskich, niejaki Magdal, snuł wywody: „Nie jestem uczonym i może ja czegoś podstawowego nie rozumiem, bo mi mój chłopski rozum dyktuje, że jak robić reformę, to po bolszewicku, zupełną i natychmiastową. […] Może pojedziemy do Polski urzędować i nie znając tych starych prawideł, będziemy się czuli analfabetami? Nic podobnego, bo kiedy pojedziemy tam urzędować, to wszystko stare przed nami ucieknie do gramatyki włącznie”.

Już pod koniec lat 20. XX wieku, wraz z klęską trockistowskiej idei szybkiego eksportu rewolucji poza granice ZSRS, a zwycięstwem stalinowskiej koncepcji budowy dyktatorskiego, jednolitego etnicznie, uprzemysłowionego, silnego państwa i odłożeniem ekspansji na czas późniejszy, zaczął zmieniać się stosunek Moskwy do korienizacji, a co za tym idzie ‒ do mniejszości, także polskiej. Zbędne stały się kadry, które miałyby objąć władzę w podbitych krajach. Władze zakończyły polski „eksperyment narodowy” ze szczególną gorliwością, bo mieszkańcy obu okręgów czuli się związani z własną tradycją narodową i katolicyzmem. Nieudane próby zakładania kołchozów, których powstało dramatycznie mniej niż w innych autonomiach, uświadomiły bolszewikom, że ich zamiary chybiły.

Marchlewszczyznę rozwiązano w 1935 r. Dzierżyńszczyzna, mniejsza i pozbawiona tak istotnej roli jak rejon na Ukrainie, przestała istnieć w 1938 r. Zaczęły się masowe wywózki do Kazachstanu, a także północnej Karelii i wschodnich części Białoruskiej oraz Ukraińskiej SRS. Zgodnie z końcowymi sprawozdaniami NKWD, dwie największe deportacje do Kazachstanu z 1936 r. objęły około 100 tys. Polaków.

Rozkazuję całkowitą likwidację…

Ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej rozpoczęło się na przełomie lata i jesieni 1937 r. i przybrało oblicze potwornej rzezi. Wspomnianym już rozkazem nr 00485 Jeżowa z 11 sierpnia 1937 roku uznano Polaków – obywateli sowieckich – za szpiegów na usługach warszawskiego wywiadu. Ruszyła wielka akcja „oczyszczania pasa przygranicznego z elementu niepewnego” i „całkowitej likwidacji […] podstawowych zasobów ludzkich polskiego wywiadu w ZSRS”.

Jeżow wprowadził podział aresztowanych na grupy: „Pierwsza kategoria, do której należą wszystkie szpiegowskie, dywersyjne, szkodnicze i powstańcze kadry wywiadu, podlega rozstrzelaniu; druga kategoria, mniej aktywna od nich, podlega osadzeniu w więzieniach i łagrach z wyrokiem od 5 do 10 lat” – zarządził. Całą operację polecił zakończyć do 20 listopada 1937 r.

Pod pretekstem przynależności do nieistniejącej szpiegowskiej struktury z centralą w Warszawie, ochrzczonej na Łubiance mianem Polskiej Organizacji Wojskowej, mordowano m.in. działaczy polskich, nauczycieli, urzędników, księży, zamożniejszych – a później wszystkich – rolników, pracowników służby leśnej i rzemieślników. POW, na którą powoływały się organy bezpieczeństwa, została w rzeczywistości założona w 1915 r. przez Józefa Piłsudskiego i rozwiązana w 1921 r. w niepodległej Rzeczypospolitej.

Polacy stanowili wprawdzie tylko 0,4 proc. mieszkańców ZSRS, ale liczba ofiar stanowiła, jak się oblicza, ósmą część wszystkich wymordowanych w latach 1937-1938. Mordowano trzy na każde cztery osoby. Oblicza się, że Polakami było 70-80 proc. ofiar „operacji polskiej”. Zarazem około 20 tys. Polaków zabito jako obywateli sowieckich o innych niż polskie korzeniach, przede wszystkim jako Ukraińców i Niemców.

Nikt nie był bezpieczny – nawet gorliwi pomocnicy NKWD. Jak Sowiety długie i szerokie na Polaków padł wielki strach. Ludzie spali w ubraniach, oczekując trwożnie najgorszego ‒ łomotu do drzwi przerywającego na zawsze dotychczasowe życie. Budzące grozę więźniarki, „cziornyje worony”, przyjeżdżały nocą, enkawudziści wyrywali ludzi ze snu i w pośpiechu zaganiali do samochodów. Pojmanych wywozili do miejscowych zarządów NKWD i tam torturowali, by wydrzeć z nich zeznania zgodne ze scenariuszem „polskiego spisku”. Większość ofiar zabijano strzałem w tył głowy i wrzucano do dołów, zasypując ciała ziemią. Wyroki śmierci nie ominęły nawet komunistów polskiego pochodzenia – zdrajców, którzy w Sowietach służyli idei likwidacji państwa polskiego.

Mord taśmowy

Decyzje podejmowały w ogromnym pośpiechu „dwójki” złożone z enkawudzistów, którzy mieli głos rozstrzygający oraz prokuratorów. Rodzaj przewinienia określano zwięźle: „polski kontrrewolucjonista”, „wróg Związku Sowieckiego”, „polski kułak”, „piłsudczyk”, „aktywny działacz katolicki” czy „członek polskiej kontrrewolucyjnej organizacji POW”. Nie dbano o pozory, nie fabrykowano dowodów.

Zebrane opisy szeregu podobnych spraw zszywano – tak powstawały albumy, od których cały system rozpatrywania spraw nazywano „albumowym”. Ostatecznie „albumy” trafiały do zatwierdzenia przez centralną „dwójkę” w Moskwie: szefa NKWD Jeżowa oraz prokuratora generalnego ZSRS Andrieja Wyszynskiego. W gruncie rzeczy decyzje zapadały już na szczeblu lokalnym przez zaliczenie oskarżonego do jednej z dwóch kategorii, a procedura przesyłania albumów tworzyła pozory kontroli operacji przez władze.

Stalin dał NKWD zbyt mało czasu na wymordowanie tysięcy ludzi, więc w stolicy ograniczano się do pobieżnego przeglądu dokumentacji – bywało, że zatwierdzano po dwa tysiące dziennie. Po pierwszych dwudziestu dniach operacji Jeżow doniósł Stalinowi, że dokonano ponad 23 tys. aresztowań. „Bardzo dobrze! Wykopujcie dalej i usuwajcie ten polski brud” – zanotował na marginesie raportu generalissimus.

Działania NKWD nabrały takiego tempa, że do Moskwy docierały listy z nazwiskami ludzi już rozstrzelanych. System albumowy, który miał przyspieszyć i uprościć procedury, okazał się nieskuteczny. Podczas gdy do Moskwy jechały co dziesięć dni kolejne „albumy”, na miejscu już powstawały nowe.

Zwłoki pomordowanych wywożono w okoliczne lasy, gdzie wrzucano je do dołów i zasypywano. Spoczywają obok jeńców katyńskich w Bykowni i Kuropatach, ich groby rozrzucone są po całym dawnym ZSRS ‒ od Winnicy, Dołbysza, Kamieńca Podolskiego, przez Charków, Kijów, Smoleńsk, Moskwę, Lewaszów pod Petersburgiem po południe Syberii… Znamy zaledwie ich niewielką część.

„Każdy z oprawców był przesiąknięty zapachem krwi ludzkiej tak, że nawet pies uciekał i dopiero z pewnej odległości zaczynał nerwowo szczekać na oprawcę” – pisał świadek tragedii, Mieczysław Łoziński w książce „Operacja Polska” (2008). „Dlatego w miejscu kaźni stały dwa wiadra: jedno z wodą, drugie z wodą kolońską”.

Żony i dzieci ‒ do łagrów

15 sierpnia 1937 r. Jeżow poinstruował NKWD rozkazem 00486, że należy zatrzymywać żony aresztowanych bez względu na wiek czy stan zdrowia i skazywać na 5-8 lat pod zarzutem wiedzy o działalności kontrrewolucyjnej bliskich.

Karmiące matki szły do obozów, a niemowlęta były im odbierane i kierowane tam, gdzie od razu trafiały te w wieku od roku do trzech lat, czyli do domów dziecka i żłobków w miejscach zamieszkania; nieco starsze, od szóstego do piętnastego roku życia, oddawano do sierocińców w innych republikach i okręgach, by odizolować je od rodzin i wychować w duchu komunistycznym.

Przeciwko każdej aresztowanej i każdemu „niebezpiecznemu społecznie i zdolnemu do antysowieckiej działalności dziecku od 15 roku życia”, wywiezionych odpowiednio do więzienia lub specjalnego ośrodka, wszczynano postępowanie, które było czystą formalnością, bo kolejny artykuł przewidywał dla matek kary od pięciu lub siedmiu lat łagru w górę, a dla ich potomstwa uwięzienie w obozach lub koloniach pracy NKWD o specjalnym reżimie. W miastach zakładano „rozdzielcze punkty”, do których dzieci trafiały od razu po aresztowaniu matek. Szczególnie dotkliwy był zakaz umieszczania rodzeństwa w tych samych miejscach.

Paraliż systemu

Centrala na Łubiance dławiła się „albumami”, a więzienia przepełnione były latem 1938 r. skazanymi, których nie można było rozstrzelać bez akceptacji Moskwy. Dla kolejnych aresztowanych brakowało miejsc. Kolej była w stanie transportować tylko zatrzymanych, łączność służyła wyłącznie aparatowi represji.

Usiłowano na różne sposoby rozładować zator. Według relacji kierownika sekretariatu centrali NKWD Icchaka Szafiry, zastępca Jeżowa – Michaił Frinowski – wziął ze sobą latem 1938 roku w podróż na Daleki Wschód część „albumów” obejmujących regiony, przez które przejeżdżał. „Frinowski i jego ekipa cały czas pili w komfortowym wagonie, zabawiali się w różny sposób i w tej atmosferze Frinowski podpisywał »albumy« – twierdził Szapiro – a podczas postoju na stacjach wręczał podpisane dokumenty kierownikom miejscowych oddziałów NKWD”.

Terror, nabrawszy obłąkańczego tempa, zaczynał wymykać się spod kontroli, co nie mogło ujść uwadze Stalina, który w wielu sprawach sam podejmował decyzje. Machina przemocy, którą sam puścił w ruch, zaczęła zagrażać także jemu i destabilizować państwo.

Chociaż masowe mordy miały się zakończyć jeszcze w tym samym roku, w którym się zaczęły, ciągnęły się do jesieni 1938 roku. Kres masakrze położył dopiero rozkaz z 17 listopada 1938 r.

Z perspektywy zwykłego człowieka lata 1937-1938 to ciąg aresztowań i egzekucji, które mogły uderzyć w każdej chwili. Nikt nie wiedział, za co idzie pod ścianę. Rodziny szukały bliskich latami, by wreszcie usłyszeć, że zostali skazani na „dziesięć lat łagru bez prawa korespondencji”, co w języku czekistów oznaczało karę śmierci. Słowem – z pozoru chaos i ślepa, brutalna siła, za którymi krył się precyzyjny plan „oczyszczenia” społeczeństwa.

Zaczęło się w 1937…

Znajomość historii operacji polskiej NKWD pozwala spojrzeć z szerokiej perspektywy na późniejszą politykę ZSRS wobec zachodniego sąsiada – masakra stanowiła swego rodzaju przedtakt do fizycznej likwidacji elit i przekształcenia społeczeństwa polskiego w masę ludzi bezwolnych. Dzisiejsza optyka nadaje nowy wymiar zbrodni katyńskiej jako kontynuacji ludobójstwa z lat 1937-1938, pozwala dostrzec ciągłość eksterminacji Polaków w latach 1937-1938 oraz 1939-1941 i od 1944.

Kto pozna historię operacji polskiej, ten zrozumie, dlaczego Polacy przywiązują tak wielką wagę do powstrzymania najazdu bolszewickiego w 1920. Zarzuca się nam czasem, że przesadzamy, traktując to wydarzenie jako przełomowe dla całej Europy. Tymczasem sowieckie zbrodnie lat 20. i 30. obrazują los, jaki spotkać mógł Polskę Odrodzoną w 1918 roku, a może i inne kraje, gdyby heroizm obrońców ojczyzny nie przeważył pod Warszawą losów wojny.

I na koniec fakty oraz liczby ujawnione przez historyków obalają pokutujące od dziesiątków lat propagandowe kłamstwo o Wielkim Terrorze jako serii pokazowych procesów znanych komunistów. Przywracają pamięć o bolszewickim ludobójstwie i setkach tysięcy niewinnych ofiar mordowanych w imię gigantycznego eksperymentu społecznego.

(Źródło i fot.: IPN Kraków - TUTAJ, tekst Anna Zechenter)

Komentarze (1)

pacho
2019-08-13 12:26:59
0 0
lata stalinowskie w ZSRR to były bardzo złe czasy:

-1932–1933 - wielki głód ,czyli śmierć głodowa po masowym rekwirowaniu żywności, też na zasiewy na Ukrainie ok 10 mln ofiar,
- aresztowani w latach 1937–1938 – od 7 mln do 8 mln ludzi
- rozstrzelani przez trójki NKWD – 1 mln do 1,5 mln ludzi (szacunek raczej zaniżony) w tym wśród poszczególnych kontyngentów narodowościowych aresztowano 1,5 miliona ludzi, z czego 700 tysięcy rozstrzelano, z narodowości Polacy i Niemcy ucierpieli najbardziej, następnie wymienia się Koreańczyków, Kurdów, Greków, Finów, Estończyków, Łotyszy, Chińczyków i Irańczyków
- zmarli i rozstrzelani w obozach koncentracyjnych – ok. 2 mln ludzi
- więźniowie więzień i obozów koncentracyjnych, stan na koniec 1938 (przyjmując 5 mln łagierników pod koniec 1936) – ok. 8 milionów ludzi. Ci skazani na „10 lat bez prawa korespondencji” byli w rzeczywistości natychmiast rozstrzeliwani.

Liczbę ofiar epoki stalinowskiej szacuje się na minimum dwadzieścia milionów – a z ofiarami lat 1917–1934 (wojna domowa, głód 1921, kolektywizacja i wielki głód 1932-1933) na w sumie do czterdziestu milionów represjonowanych ludzi – aresztowanych, rozstrzelanych, zagazowanych gazami bojowymi (powstanie tambowskie), zamęczonych pracą w łagrach i zagłodzonych na śmierć ofiar systemu sowieckiego w Rosji. Po opublikowanych przez A. Mikojana danych, we wspomnieniach wydanych zaraz po XX Zjeździe KPZR w okresie 1 stycznia 1935 – 22 czerwca 1941 było represjonowanych 20 mln ludzi, z nich 7 mln. było skazanych i rozstrzelanych (liczba ta nie włącza zmarłych w gułagach i innych obozach lub na tzw. etapach )

to są kosmiczne liczby......
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Operacja polska NKWD 1937-1938. Zagłada na polecenie Stalina"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in