22°   dziś 20°   jutro
Sobota, 04 maja Monika, Florian, Władysław, Michał

Przegląd przedwojennej prasy - cz. VIII

Opublikowano 05.11.2023 10:00:00 Zaktualizowano 05.11.2023 10:32:29 pan
3 4535

O czym rozpisywały się lokalne gazety tuż przed wybuchem II wojny światowej? Które wydarzenia budziły największe zaciekawienie i kontrowersje w społeczeństwie powiatu? Jak wyglądało życie mieszkańców Limanowszczyzny sto lat temu? Dziś prasowa relacja z wycieczki na Koszary w 1938 roku.

Cześć Maryi
Nr 2, październik 1938

Wycieczka na Koszary

Dnia 28. VII. 1938. Najpierw przedstawię jak do niej doszło. Przez kilka dni między l-ym a ll-gim sezonem pozostało na kolonii 14-e dziewczynek, jedne zostały z I-ego, a inne zawcześnie na ll-gi sezon przyjechały. Nasza czternastka miała pozostać bez „opieki", bo wyjechał nie tylko X. Prezes, ale i p. Kierowniczka. Wobec tego polecono nam na własną rękę postarać się o „opiekę", co było połączone z marszem do Łososiny lub do Limanowej.

I dwie Marysie z Krakowa odważnie pomaszerowały torem kolejowym do Łososiny. Na stacji jeszcze żegnały odjeżdżające sodaliski z I-go sezonu — a następnie poszły szukać „pomieszkania" X. prof. Kowalskiego z Bochni. Bardzo się martwiły, że żadnych koszar przed nimi widać nie było, tylko zwykłe chaty i jakąś willę. Ale wnet się dowiedziały, że Koszary to nazwa góry, a X. Kowalski nie w koszarach żadnych, ale na Koszarach w willi mieszka. Wobec tego już odważnie doszły do wrót, z kolei na ganek i po długim oczekiwaniu zobaczyły X. Kowalskiego. Poprosiły pięknie o zajęcie się Kolonią przez parę dni i głównie o to, żeby jutro była u nas Msza św. w kaplicy. Szybko upewniły się o przychylności X. Profesora i sprytnie poddały myśl urządzenia jutro jakiejś wycieczki. Okazało się, że nasz Opiekun doskonale zna okolicę, lubi po górach łazić, i nas jutro zabierze na półdniową przechadzkę. I na drugi dzień, a był to czwartek, miałyśmy Mszę św. o 6.30, potem śniadanie i zaraz marsz na wycieczkę. Nasze kochane Siostry wypakowały nam plecaki i dodały cukru, bo obiecałyśmy przynieść grzybów.

Zobacz również:

Wychodziłyśmy na Sowlińską górę dość stromo, ale powoli. X. Prof. Kowalski szedł stale z „mizerakami" na końcu i gotów był zrobić każdej chwili odpoczynek. Jednym słowem wycieczka zapowiadała się jako spacer zdrowotny.

Z Sowlińskiej wspaniale jakby z lotu ptaka widać było rafinerię i naszą Kolonię i pożałowania godny pusty basen. Na Sowlińskiej były w całej pełni żniwa, dźwięczały kosy i sierpy. Coraz to mijałyśmy żniwiarzy i żniwiarki, więc chórem mówiłyśmy „Szczęść Boże". Sowlińska góra jest dość rozległa, ale zupełnie równa, płaska. Szłyśmy nią dość długo mijając chaty, studnie z żurawiem i wiatraki to znów idąc miedzami znaczącymi się z dala koronami dzikich wiśni.

Koło 10.30 byłyśmy w lesie sosnowym. Jak tam pachło żywicą. Las już nie młody składał się z wysokich sosen. W konarach szumiał wiatr. Długą chwilę słuchałyśmy w skupieniu i z podziwem poważnej melodii poszumu górnych sosen. To znów z otwartego miejsca patrzyłyśmy na okoliczne wzgórza i dalsze góry zasnute mgłą. X. Kowalski mówił nam nazwy gór i dodawał legendy i opowieści związane z niektórymi z nich. Opowieści pobudzały naszą wyobraźnię i góry zdawały się nam być nietylko piękne, ale i bardzo interesujące. Z górą Sowlińską łączą się Koszary i na nie weszłyśmy. Usiadłyśmy w cieniu, żeby się posilić. Wtedy rozmowa na inne zupełnie tematy zeszła. Mówiłyśmy o życiu szkolnym, a także o aktualnych dążeniach narodowościowych w Polsce. Wszystkie (choć były i młode) dziewczynki były zainteresowane rozmową. Bardzo odpowiadało nam stanowisko X. Kowalskiego w tych sprawach. My mówiłyśmy z zapałem, czasem trochę abstrakcyjnie (jak zwykle młodzież) , a X. Kowalski sprowadzał nas do rozumnych i praktycznych wniosków.

W dalszej drodze już nie zajmowałyśmy się poważnymi kwestiami. Przeszkadzała nam ochota do śpiewu i pierwsze ukazujące się grzyby. Czułyśmy się znów beztrosko i zdawało się nam, że wszystkie sprawy jakie zajmują nas w ciągu roku, że wszystkie kwestie przykre, które i nas młodzież obchodzą, nie są w tej chwili dla nas tak ważne jak poczucie własnych sił i ochoty do życia, jak ta świadomość, że przeżywamy jeden więcej śliczny, pogodny, przez Boga nam dany dzień. A może to przyroda otaczająca nas, wlewała w nas ufność, choć wtedy nie byłyśmy świadome jej dobroczynnego oddziaływania na nasze niezrównoważone młodzieńcze umysły.

Uradowane z naszych zdobyczy — grzybów, zmierzałyśmy stromym podejściem do bacówki. Przywitał nas baca 17- letni chłopiec, absolwent szkoły rolniczej w Łososinie. Bardzo inteligentnie, choć z wiejskim akcentem objaśniał nam wyrób serów, oprowadzając po swej kolebie. Potem częstował nas żętycą i chlebem. Niektórym tak smakowało, że zwyczajem kolonijnym prosiły o repetę. I dostały. Ale my już musiałyśmy iść, choć się nam b. ta bacówka i jej położenie podobało. Podziękowałyśmy za gościnę dzielnemu bacy i zeszłyśmy do Łososiny, by zwiedzić widoczną z dala szkołę rolniczą żeńską. W niewielkim budynku szkoła ta się mieści, ale jest bardzo ładnie i higienicznie urządzona. Widziałyśmy kilka uczennic-kursistek i oglądałyśmy ich zeszyty z notatkami wykładów.

P. Kierowniczka tej szkoły mówiła nam o programie nauki i o planach na przyszłość. Myślałyśmy wtedy: żeby tak w każdej wsi mogła być taka szkoła przysposobiająca dziewczęta do samodzielnego a postępowego gospodarowania. Tymczasem takich szkół jeszcze tak mało. Z kolei poszłyśmy do serowarni. X. Prof. Kowalski sam nas po niej oprowadzał, bo już na pamięć zna wyrób serów (tyle razy był już w serowarni). I znów dowiadujemy się jak pożyteczną jest ta serowarnia jako placówka gospodarcza na wsi podkarpackiej. Gdy przechodziłyśmy koło szkółki drzewek i stawów należących do szkoły rolniczej podziw nasz dla Łososiny i jej oświatowych i gospodarczych instytucji wzrósł do maximum. W gorące południe wracałyśmy do Sowlin pełne wrażeń i różnych myśli. Wszystkie zgodnie oceniałyśmy wycieczkę na Koszary jako miłą i choć dość daleką nie męczącą (nawet największego chudeusza Marysię ŚI.), a przede wszystkim za bardzo pouczającą.

Maryna J. z Krakowa 

Na zdjęciu głównym siedziba Szkoły Rolniczej dla dziewcząt w Koszarach. Fotografia pochodzi ze zbiorów Kolekcja Prywatna Tymbark







Cykl powstaje przy współpracy z panem Januszem Guzikiem, który zajął się opracowaniem materiałów, zaczerpniętych z zasobów Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej, Biblioteki Cyfrowej Uniwersytetu Warszawskiego, Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej oraz Narodowej Biblioteki Austrii.

Komentarze (3)

kolpryty
2023-11-05 11:14:47
0 2
Pokazana tu fotografia dworu w Koszarach została wykonana przez Franciszka Goca w roku 1937 - dokładnie rok przed opisaną w artykule wycieczką na Koszary. Więcej patrz/szukaj album " Wakacje " Kolekcja Prywatna Tymbark Tymbark
Odpowiedz
coco
2023-11-05 11:48:21
0 0
A willa czy to nie jedna z willi przy ul. Willowej ?
Odpowiedz
BRZEGI
2023-11-06 11:17:28
0 0
wspomnien czar ..czas odpłyna trudno komentowac co bylo 100 lat temu inni ludzie inny czas inne marzenia mlodego pokolenia inne wymagania inne żrodła radości ......mozna się zadumać i probowac porownac problemy obecne z minionymi .....ciekawe co o nas powiedza za 100 lat ..inne pokolenia
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Przegląd przedwojennej prasy - cz. VIII"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in