10°   dziś 9°   jutro
Sobota, 20 kwietnia Czesław, Agnieszka, Marian, Czech

„Z innej strony ten świat oglądam”

Opublikowano 06.12.2009 10:25:02 Zaktualizowano 04.09.2018 16:36:47
0 7886

Jeden z najciekawszych współczesnych polskich pisarzy w Limanowej. 'Oczywiście ta myśl coraz częściej się zjawia... Starość. Uważam, że w tym świecie opętanym młodością to jest jeszcze dodatkowa schizofrenia. Ale myślę, że czas starców jeszcze nadejdzie. Musi nadejść, bo nadchodzi czas nieśmiertelności, starość zostanie zakwestionowana. Najprężniejsza nauka obecnie to biotechnologia, w to idą największe pieniądze.'

27 listopada Limanową odwiedził ponownie, po półtorej roku, Andrzej Stasiuk – jeden z najciekawszych współczesnych pisarzy polskich. Nie tak dawno, bo końcem września, ukazała się jego nowa - pierwsza od dekady – powieść: „Taksim”. Spotkanie z pisarzem, zorganizowane dzięki wsparciu ogólnopolskiego projektu Dyskusyjnych Klubów Książki, odbyło się w limanowskiej bibliotece.

 

Poniżej wywiad z pisarzem. Pytał Sławek Łużny.

 
 
- Dlaczego dziesięć lat, aż dziesięć lat?

 - Dziesięć lat, bo tyle się pisze powieść. Ona była pisana – odkładana, pisana - odkładana a pomiędzy tym był szereg innych książek. Nawet grube się trafiały, bo przecież Jadąc do Babadag jest grubą książką. Ale tak czekałem, aż chłopaki się zestarzeją – chciałem napisać o facetach 50-letnich, chciałem też sam się zestarzeć, poczuć ciężar wieku i ciężar takiej dojrzałości, która nie pozostawia złudzeń – bo to jest o takich kolesiach książka: 50-letnich facetach, którzy większość już mają za sobą. I tak sobie wyczekiwałem, aż sam tej 50tki będę dobiegał i skonstruowałem sobie takich bohaterów: trochę podpatrywanych, trochę podsłuchiwanych, trochę wymyślonych, acz myślę że dość rzeczywistych...Tyle to trwało, 10 lat. Ale z drugiej strony ileż można pisać ważnych powieści w życiu? Dwie, trzy, cztery najwyżej. Są tacy, którzy piszą powieść co roku, ale to nie jest mój przypadek. Ja zaczynałem to pisać, kiedy oni byli 40-letni (śmiech) a potem mi się fajnie zestarzeli. Myślę, że jeszcze jedną powieść napiszę, gdy już będą mieli po 60 lat. Ale w związku z tym, że ja sam nie mam jakiejś wybujałej wyobraźni, to i osobiście muszę tej 60tki jakoś dobić. Wtedy rzeczywiście takie rozliczenie z rzeczywistością nastąpi. Tak sobie to wyobrażam. Tą materię trzeba po prostu przeżyć. Tak jak mówię: ta książka była pisana, odkładana na dość długo, zostawiana - aż do ostatniego lata. Moja żona, mój wydawca jednocześnie, postawiła mi ultimatum, że muszę ją skończyć, bo jak nie ...(śmiech).

 

- Z licznych recenzji Taksim, trzeba przyznać przede wszystkim pozytywnych, fragment jednej jest taki: Stasiuk lekceważy oficjalne wersje historii, nie bierze więc udziału w sporze o to, czy komunizm upadł bo pokonała go Solidarność czy zdechł dlatego, że przegrał wyścig ekonomiczny z Zachodem. Stasiuka nie obchodzą takie opowieści, ponieważ miarą wartości wszelkiej narracji historycznej o Europie jest dla niego prowincja. Pański komentarz?

- Nie, nie jest to prawda, że lekceważy jakąś wielką narrację historyczną – ja po prostu piszę inne książki, ja z innej strony ten świat oglądam. Nie z perspektywy jakiegoś wszystko wiedzącego epika, który rozważa nurty historyczne, przewagi i historie polityczne. Nie. Mnie interesuje ta druga strona – spojrzeć na tą rzeczywistość gdzieś od dołu, z perspektywy – jakby to durnie nie brzmiało – zwykłego człowieka. Bo jednak przyszło mi żyć na szczęście bardziej wśród zwykłych ludzi, niż wśród ludzi, którzy dowodzą polityką, dowodzą historią i je organizują. Jak piszesz wielką narrację historyczną – od razu coś od ciebie chcą, od razu próbują cię gdzieś przyporządkować. A u mnie nie – ja się nie dam, ja pisze o lumpach, ja piszę o moich facetach gdzieś tam z Gorlic, którzy żyli przez całe życie bohatersko czy w komunizmie czy nie w komunizmie. Taka opowieść mnie obchodzi.

...Bo też w tych stwierdzeniach jest taka pewna pretensja: dlaczego ten Stasiuk nie pisze o politykach, nie pisze o jakichś intelektualistach, którzy się zmagali z tą komunistyczną rzeczywistością? Dlaczego? Bo to jest dla mnie nieinteresujące. Los zwykłego faceta, który dostaje w dupę jest znacznie literacko ciekawszy dla mnie. Tak że to nie jest lekceważenie nurtów historycznych, ale jakby inne spojrzenie.

 

Taksim.Wydana na przełomie września/listopada nowa powieść Andrzeja Stasiuka. Zrecenzowana natenczas już chyba na wszystkie możliwe sposoby. Autorska – jak idzie o dotychczasowe literackie zainteresowania Stasiuka - w każdym calu. Jest dwóch bohaterów: Władek i Paweł (prowadzący narrację książki). Jeżdżą zdezelowaną furgonetką Pawła po pograniczu polsko-słowacko-węgiersko-rumuńskim i handlują chińskim, używanym odzieżowym szmelcem. Charakterologicznie i w podejściu do materii bytowania ziemskiego są absolutnie różni. Mimo to dopełniają się jednak na tyle przynajmniej, by stawiać czoło niełatwej rzeczywistości i walczyć o swoje. W tandemie jest ich siła w rozgrywce z różnie pojmowanym złem świata. Czy zwyciężą, ocaleją, wydrą od świata co swoje? Odpowiedź na to pewnie w następnej powieści. Bo jak znamy pisarza z Wołowca – nie ma bola, by porzucił swych bohaterów (zresztą mówi o tym gdzieś poniżej).

Taksim to też powieść o opowiadaniu, pochwała opowiadactwa – trochę taka stasiukowa karpacka Odyseja. Władek jest tu mistrzem nad mistrze – przeżył wiele, słyszał wszystko, nie snuje swych opowieści chyba jedynie tylko wtedy, gdy śpi. Widział wszystko a „(...) resztę opowiedzieli mi ci, co widzieli jeszcze więcej. A jak nie widzieli, to zmyślali, bo to było nawet lepsze od prawdy. Kiedyś ludzie więcej zmyślali i bardziej wierzyli w to zmyślone.” - mówi zresztą na kartach książki. Książki głębokiej, ale i humorystycznej; fajnie skonstruowanej, ale w drugim planie przemycającej istotne treści; i – takie mam wrażenie – jednej z ważniejszych dla autora.

 

- Który bohater książki jest panu bliższy: Władek czy Paweł?

(chwila zastanowienia) Paweł pewnie. Bo on jest pewnie takim mizantropem, jak ja trochę. Ja myślę, że oni dwaj są gdzieś taką jednością naprawdę. Jeszcze potem do nich Boss dochodzi na końcu, i są takim trójgłowym smokiem takiej męskość chłopackiej, rozgadanej, samochwalskiej. Wszystkich ich trzech lubię. Ale chyba najbliższy jest mi Paweł – ja nie mam takiego daru narracyjnego, daru gadania jak Władek...

 
- ...ma pan, ma...

… wie pan komu ja zawsze zazdrościłem? Jak się siedzi w knajpie i pije piwo, i przychodzi jeden i zaczyna nawijać, tak że wszyscy milkną i nie ma przebacz. Nikt się nie wtrąci a on zapodaje opowieść, trzyma w napięciu, i nikt mu nie ma czelności przerwać, wtrącić coś, przeszkodzić, nawija i nawija...

 
- ...zagaduje świat...

… zagaduje świat. Ja zawsze takim facetom bardzo zazdrościłem.

 

- Gdzieś kiedyś powiedział pan, że pisze książki m.in. po to, by się przekonać co będzie na końcu. Co jest na końcu Taksim?

Właściwie nic. Choć...z moich wszystkich powieści ta jest chyba najbardziej optymistyczna. Ona się dobrze kończy w jakimś sensie – coś tam zostaje ocalone, nie ma takiego rozpadu jak w Białym kruku albo Dziewięć… Przyznam, że ja nie wiedziałem jak tą książkę skończyć, ale zeszłego lata pojechałem do Stambułu z moim kumplem Piotrkiem Siemionem. Siedzieliśmy w Wołowcu, piliśmy jakiś alkohol w domu i powiedzieliśmy: jedziemy do Stambułu. On tylko zapytał: moim czy twoim? Powiedziałem: moim, bo mniej pali (śmiech). No i pojechaliśmy do tego Stambułu jak dwóch starych idiotów, prawie 50-letnich, non stop jadąc, jadąc, jadąc i potem wracając. No i znalazłem zakończenie tej książki. Tak to działa, nie wiedziałem wcześniej, że tak książka się skończy. Wiedziałem tylko, że Władek i Paweł muszą dokądś dążyć, dokądś wędrować i … Ten Taksim (realnie istniejący, jeden z placów stolicy Turcji – przyp.red.), ten Stambuł to było zawsze rzeczywiście takie zwieńczenie wędrówek handlarskich, dalej się rzeczywiście nie jeździło. Do Tajlandii się zaczęło jeździć po ciuchy, ale to tak naprawdę dopiero w 90-tych latach. Za czasów komuny Stambuł to był taki punkt graniczny, dalej handlarze się raczej nie wypuszczali i ...wysłałem ich tam, żeby się ta ich taka trudna przyjaźń czy znajomość gdzieś jakoś związała. Myślę, że Taksim jest dość optymistyczną książką, choć rzeczywistość i świat jest w niej ponury. Tym jednak większy jest heroizm tych łapserdaków – w ich trudnym świecie jednak jakoś wyrabiają, próbują. Wstają i walczą.

 
- Paweł by walczył gdyby Władka nie było?

Nie wiem, on jest naturą kontemplacyjną. Paweł to jest też jakieś pytanie o sens pisania – czy można pisać, będąc wyłączonym z rzeczywistości. Myślę, że nie – że nie walczyłby. Choć oni są nierozerwalni z Władkiem tak naprawdę, oni się gdzieś uzupełniają: akcja i kontemplacja, ruch i bezruch.

 
- On jest zafascynowany Władkiem dość mocno.

No jest. On jest półmartwy tak naprawdę gdzieś ten Paweł. Przetrącony strasznie przez życie. A tutaj Władek pokazuje mu, że można, że wstań i walcz, dawaj, akcja – jedziemy, działamy.

 

- A jakby pod adres: Wołowiec podjechało wysłużone białe ducato, wyskoczył z niego czterdziestokilkuletni osobnik w wyliniałej marynarce i koszulce polo w grube pasy, podszedł do płota i powiedział panu np. tak: Andrzej, zostawżesz tą kosiarkę i trawnik! Co ty Austriak jesteś, że go tak golisz? W Medziboriu odpust tygodniowy. Mamy ledwo śmigane kurtki skórzane spod Pekinu i prawie paryską konfekcję babską. W jeden dzień pchniemy cały asortyment. Siadaj, lecimy! I co, wsiadłby pan?

(chwila zastanowienia) Nie wiem, zależy od dnia (śmiech). Pewnie tak. Pewnie bym pojechał, jakbym miał wolny dzień. Zawsze zresztą chciałem mieć furgonetkę.

 

- Pan w jednym z wywiadów powiedział, że Eva, książkowa miłość Władka, jest nienormalna, psychicznie chora. Przyznam, że uderzyło mnie to trochę – odczytywałem ją jako piękną i zlęknioną swoją sytuacją, dziewczynę. Niedookreśloną trochę, ale nie przez nienormalność, lecz przez strach przed tym, co mógłby jej, jej ojcu czy nawet Władkowi zrobić Siwy...

Jest milcząca, uśmiecha się tylko. Może być lekko „trącona”. Jest niedoopisana, dla mnie jest ewidentnie taka jakoś zapóźniona. Nie mówi nic, uśmiecha się, jest senna, nie ma w tym seksualizmu jakiegoś - tak sobie to wyobraziłem. Ale po to też, żeby ten Władek miał się kim opiekować, powściągnął ten swój pęd życiowy i się zajął jakąś inną istotą... Ale to się pewnie wyjaśni w następnej książce – w końcu jest dziecko, jest znak nadziei, ona jest w ciąży.

 

- Pojawiają się też postaci realnie istniejące, znane z Supermarketu bohaterów radzieckich czyli jak wędrowaliśmy do Stasiuka: Jirka Zyndram i Bocian. To dwaj Czescy Argonauci. Brakuje trzeciego czyli autora Supermarketu. Czy konstruując w Taksim postać, arcykomiczną zresztą, niejakiego Potoka myślał Pan właśnie o Jachymie Topolu?

Oczywiście, jak najbardziej. Potok to skrzyżowanie Topola jakiego znam z tym książkowym Potokiem właśnie. Uważam, że Jachym Topol jest genialnym pisarzem i musiał się tu znaleźć. To jest też jakby mój mały hołd dla jego wielkości.

 

- Janusz Nowakowski, Zygmunt Zawisza, Piotr Nowak – dziękuje im pan za opowieści na końcu książki. Kto to? Niegdysiejsi handlarze?

Tak. Ci dwaj drudzy to kumple z Gorlic a ten pierwszy, choć go nie znam, to opisał mi swoją historię, która jest podłożona pod epizod z handlem kawą w Taksim. Piotr to mój przyjaciel, basista z pierwszego składu Breakout z Rzeszowa. Wielka postać. Zygmunt Zawisza jest stroicielem fortepianów, który jeździł i handlował uszankami. Przemytnicze opowieści w Taksim są w skali 1:1 niemalże, opisane i wysłuchane od chłopaków.

 
- Więcej w niej realizmu czy symbolizmu?

W dobrej literaturze, którą ja się staram pisać – nie wiem czy mi wychodzi – to jest nie do odróżnienia. Ten symbolizm i realizm się gdzieś strasznie splata.

 

- A Taksim może stanowić jakąś cezurę w pana literackim portfolio? Pytam, bo tutaj - jak nigdzie indziej - tak liczne jest nagromadzenie postaci i zdarzeń z poprzednich pańskich tytułów: Paweł jest przecież z Dziewięć, pojawia się Maryśka i Rudy Sierżant z Opowieści galicyjskich, są nawiązania do Białego kruka we wróżbie starej Rumunki czy opowieści o obławie, jest Mietek z Zimy, są miejsca znane z Jadąc do Babadag...

Chcę sobie ten świat zrobić, chcę go mieć. Myślę, że następnym narratorem będzie właśnie 60letni Władek, który... Może w jego opowieści się to wszystko gdzieś zepnie ostatecznie – pozbiera te wszystkie szczegóły, te wszystkie postacie i nada im jakieś miejsce. Tak myślę, że za 7,8,9 lat napiszę książkę, gdzie Władek właśnie będzie takim narratorem narratorów.


To jest też tak, że ja nie mogę ich porzucić. Tak się do nich, bohaterów swych książek, przywiązałem, że nie można ich ot tak zostawić. To jakby się ich osierociło. Trzeba być z nimi do końca, tak chcę. Faktem jest, że mnie zawsze ściągało na Wschód. Też Taksim jest książką światową, europejską: rozpiętą między Wołowcem, Gorlicami i Stambułem - da się zrobić. Ja sobie już kiedyś wymyśliłem, że zbuduję tą literacką galicyjską rzeczywistość i będę ją jakoś sobie mitologizował. To jest świat, który jest strasznie fajny po prostu. A mi się to wszystko coraz bardziej splata, łączy. Tak, że gdzieś ta narracja „galicyjska” będzie płynęła dalej.

 

- Właśnie - a czy ta taka bardzo dokładna, drobiazgowa narracja pańskiej prozy; takie mocno naturalistyczne opisy to dlatego, że są tak w niej istotne czy z jakiegoś innego powodu?

Nie no, proza to szczegół. Proza to materia – ta rzeczywistość musi być tak odwzorowana, żeby była przekonująca. Idee w prozie – takiej, jaką ja chcę pisać – są w sumie drugorzędne. Musi to być szczere, musi to być materia, która jest bardziej rzeczywista od świata. Ja chyba dostałem kiedyś największy komplement od obcego człowieka, który jak przeczytał Białego kruka - to jest moja stara powieść – powiedział: wiesz co, czytałem i cały czas zimno mi było (akcja tej książki w zimie się rozgrywa, pod gołym niebem w całości). Nie no – szczegół jest bardzo ważny. Nie ma nic gorszego jak tak międląca proza, która się składa z idei, przemyśleń...Ja jestem prosty chłopak. Musi być konkret.

 

- Co pan powie o Winie truskawkowym? (film nakręcony na podstawie książki Opowieści galicyjskie Stasiuka – przyp.red.)

Zrobiliśmy to Wino truskawkowe i znowu najfajniejsze jest to, co wydarza się na styku społecznym. Bo gdzie była prapremiera filmu? Ano na rynku w Jaśliskach. Tam i w okolicy były kręcone zdjęcia i mnóstwo miejscowych brało w tym udział jako statyści. Na tamtejszym pięknym ryneczku był pokaz prapremierowy. Jest więc wielki ekran, stoi tam chyba z 300 krzeseł, strażacy pilnują porządku. Leci film, ludzie różnie reagują, patrzą, patrzą...I tam jest jedna ważna scena, którą gra wozak, konie też występują. Połowa filmu już leci, ale z tyłu audytorium słychać rumor taki potężny i nadchodzi taka wściekła, ogromna postać i drze się na cały głos: O koniach, o koniach miało być! I roztrząsa te rzędy, i idzie – nawalony w trupa chłop – w stronę tego ekranu i drze się: To o koniach miało być!...Kto to? Koleś, który konie nam wynajął do filmu – oczywiście filmowcy warszawscy zbajerowali go, że to będzie cały film o koniach, a tam jest z 15 sekund...Idzie w stronę tego ekranu nadźgany, zapłakany prawie i wściekły jednocześnie, i krzyczy: O koniach miało być! Ktoś mu odpowiada – Zamknij k...a mordę, siadaj i oglądaj... I w jak cudowny sposób się rzeczywistość zaplata z fikcją?...No, kapitalny był ten obraz! Ludzie przeżyli to jakoś. Zadowoleni, że Jaśliska zagrały w filmie i oni tam zagrali. Bo przecież całe to tło budują zwykli mieszkańcy Jaślisk, którzy grają jednocześnie...Fajne też sytuacje były, że niektórzy nasi aktorzy filmowi, ci profesjonaliści, tak się zaprzyjaźniali z miejscowymi, że znikali i trzeba ich było szukać. Tak wchodzili w klimat miejscowy po prostu (śmiech).  

 

- Miał pan okazję poznać Herthę Müller (tegoroczna literacka noblistka, wydawana w Polsce przez Wydawnictwo Czarne – przyp.red.)?

Tak.
 
- Jaką ona jest kobietą?

Fajną, choć inny typ kobiecości do mnie przemawia. Fajna jest, konkretna, ostra jak jej pisarstwo. Wyrazista bardzo. Mieliśmy trasy po Polsce i ją obwoziliśmy jako autorkę naszego wydawnictwa. Mimo tego, że nadal walczy ze zniewoleniem totalitarnym w świadomości ludzi a przeszłość i przeżycia jakich doświadczyła ze strony Securitate nadal wybijają na niej swoje piętno - to potrafi też się wyluzować i np. zaśpiewać ludową piosenkę rumuńską.

 

- Jak doszło do tego, że pańska biografia jest wydana w języku południowokoreańskim?

Nie wiem. Autentycznie – nie wiem. To się dzieje gdzieś tam poza mną. Zgłosili się Koreańczycy i wydali, ale nic praktycznie ponad to nie wiem więcej. Śmieszna w sumie przygoda. Mam egzemplarz tego – fajny gadżet, można przyjaciołom pokazać. Takie się rzeczy zdarzają.

 

- Jest coś czego pisarzowi nie wolno w literaturze, jakieś autorskie non possumus? I w nawiązaniu trochę do powyższego - Pana opinia o chyba najgłośniejszej książce, jaka ukazała się w ubiegłym roku w Polsce czyli Łaskawe Jonathana Littella.

Oj, aleś pan mi zadał dwa pytania...Pisarz ma jedno, pisać dobrze – cytuję Brodskiego, jak go pytali o pisarskie obowiązki (śmiech). Pisać w zgodzie z własnym poczuciem, czym jest język polski. No, ma po prostu dobrze pisać, nie ściemniać. Nie udawać przed sobą, nie pisać dla publiczności, pisać dla języka polskiego. I wtedy się udaje najczęściej. Littella przeczytałem 60-70 stron i nie chciało mi się go dalej czytać. Nie potrafiłem zgodzić się z tym, że to jest jakaś wielka literatura. Być może go krzywdzę, ale czułem w tym pewien spryt. Uważałem, że nie ma sensu czytać ileś tam dziesiąt stron o Babim Jarze, kiedy Babi Jar był naprawdę! Nie można k...a fikcji z tego robić! Takie miałem poczucie, że ta książka jest jakimś nadużyciem. Czułem pewien sprzeciw wobec niej. Jakąś taką ściemę – sprytną ściemę jakąś. Być może go krzywdzę, nie twierdzę że mam rację. Mówię tylko jak Łaskawe odbierałem.

 
- Zbiera pan jakieś używane rzeczy?

Tak, zbieram. Współczesne. Myszy, na przykład, komputerowe. Mam ich około 30. To się tak szybko niszczy. Taka wiązka myszy w moim szałasie wisi, za ogony. Mam taki drewniany szałas przy domu w którym piszę. Taka drewniana stara chałupa i tam wiązka myszy. Fajnie to wygląda. Tak, że zbieram. To jest pewnie wpływ dzieciństwa w komunizmie, gdzie się nie wyrzucało rzeczy. Mama zbierała torebki po cukrze, bo się mogły przydać (śmiech).

 
- A do second handów pan czasem zachodzi?

Teraz mniej, ale gdy pisałem Taksim to dużo czasu tam spędzałem. Teraz latem chadzam, bo sobie białe koszule kupuję. Fajne i tanie białe koszule na lato można wyhaczyć. Po 5 złotych i dobrej firmy. Kupi się z dziesięć, wypierze i jest na tydzień chodzenia w upałach. Jak pisałem Taksim to chodziłem i patrzyłem na ludzi, na kobiety, na facetów czasami. Z córką tam czasem chadzam. Jak Antośka przyjeżdża na weekendy z Krakowa, to chodzimy relaksacyjnie. Ja, starszy pan, szukam tam ubrań z córeczką.

 
- Boi się pan starości?

Czy boję się starości? Ona przychodzi, no co. Co się boję? Mam zamiar przyjąć ją jakoś. Oczywiście ta myśl coraz częściej się zjawia... Starość. Uważam, że w tym świecie opętanym młodością to jest jeszcze dodatkowa schizofrenia. Ale myślę, że czas starców jeszcze nadejdzie. Musi nadejść, bo nadchodzi czas nieśmiertelności, starość zostanie zakwestionowana. Najprężniejsza nauka obecnie to biotechnologia, w to idą największe pieniądze. Zobaczymy w ogóle co ze zjawiskiem starości będzie – jak ona będzie wyglądała.

 
- Co dalej, jak idzie o kolejne książki?

Tą napoczętą o Bałkanach muszę skończyć, no i o Wschodzie chcę napisać – taką eseistyczną trochę, coś jak Dukla czy Jadąc do Babadag. Taką książkę, która się zaczyna we wsi mojego ojca na Podlasiu a kończy gdzieś nad Bajkałem. O tym, jak ten Wschód gdzieś głęboko siedzi w nas, wbrew naszym tęsknotom zachodnioeuropejskim, jak głęboko nas przenika. Zacząłem jeździć na Syberię, byłem tam w zeszłym roku i znienawidziłem tą Rosję – co za syf, jak tu można żyć?, myślałem. A potem wróciłem i ona mi się śni. Jest to kraj tak przejmujący, tak niebywały. Próbuję o tym książkę napisać – o tym ogólnie, ile jest Wschodu w takim polskim myśleniu.

 
- Pracuje już pan nad nią?

Taaa. Od dnia, kiedy skończyłem Taksim.

 

- Czyli bliżej jej będzie do Białej gorączki Jacka Hugo-Badera i Zagubionego kosmonauty Daniela Kaldera, niż przewodników PASCALA?

Bliższe to chyba będzie Zagubionemu kosmonaucie, tylko że Daniel napisał to z pozycji takiej całkiem z zewnątrz. Dla mnie ta Rosja jest czymś znacznie bliższym. Jak ktoś jest z Podlasia i z moim nazwiskiem, to coś znaczy. To nie jest stricte polskie nazwisko. Jest bardziej takie ruskie, białoruskie. I jeszcze świadomość, że wieś rodzinna ojca do końca XIX wieku była właściwie unicka. Że kościół który tam stoi, jest po prostu dawną cerkwią.

 
- A Biała gorączka się panu podobała?

No. Świetna reporterska książka. Hugo-Bader jest klasowym reporterem. Ja go nie poznałem, ale Jacek jest rasowym reporterem – wsiada w tego UAZ-a i jedzie, przemierza tą Rosję i rozmawia z ludźmi. Czuć ten smak i zapach tej Rosji. Ja chcę jednak coś innego niż on napisać. On jest świetnym reporterem, ja tak nie potrafię, ja muszę trochę pozmyślać (śmiech).

 

- Ale chyba nie będziemy czekać na nią dekadę, co?

Zobaczymy. Wie pan – te dekady ostatnio szybko lecą...(śmiech).

 

- Dla entuzjastów pisarstwa Stasiuka niekoniecznie...Co jest w życiu ważne?

Życie jest – panie - ważne w życiu. Póki się je czuje, to jest dobrze. Tyle.

 
 

Andrzej Stasiuk - rocznik 1960, urodzony warszawiak. Jeden z najlepszych współczesnych prozaików polskich. Ponadto publicysta, dramaturg, eseista, wydawca literacki. Pisarski samouk. Człowiek o niekonwencjonalnym, buntowniczo-pacyfistycznym młodzieńczym życiorysie. Nie ujarzmiły go ani szkoły, z których był kolejno relegowany, ani służba „ku chwale ojczyzny” przerwana dezercją i w konsekwencji półtorarocznym więźniem. Pobyt w nim zaowocował zbiorem ponurych opowiadań więziennych pt. Mury Hebronu.

Zmęczony miejskim hałasem Stasiuk opuszcza Warszawę w 1987r. i przenosi się na prowincję. Zostaje pisarzem. Osiada we wsi Wołowiec w Beskidzie Niskim i dużo pisze. Lata 90. to jego najaktywniejszy czas. Ukazują się kolejne, różnorodne stylistycznie książki. Pisze też dużo felietonów i esejów dla tytułów prasowych. Powstają znane, budzące powszechne uznanie powieści: Biały kruk (zekranizowana) i Dziewięć. Stasiuk umacnia swoją pozycję i zdobywa szerokie uznanie, potwierdzane licznymi nagrodami: krajowymii międzynarodowymi. W 2005r. otrzymuje NIKE, najważniejszą polską nagrodę literacką, za powieść podróżniczą Jadąc do Babadag. Ostatnim jego dokonaniem jest Taksim. Książki Stasiuka tłumaczone są na wiele języków, m.in. angielski, niemiecki, fiński, francuski, holenderski, norweski, węgierski, ukraiński, włoski, rumuński czy nawet koreański. Obok Olgi Tokarczuk jest on najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem współczesnym. W 1999r. powstał o nim film dokumentalny Człowiek zwany „Świnia”. Stasiuk stoi także po drugiej stronie literackiej barykady. Wraz z żoną prowadzi cenione, niezależne Wydawnictwo CZARNE, chyba jedyne w tej części Europy, które specjalizuje się w promowaniu i wydawaniu literatury wschodniej i środkowoeuropejskiej (www.czarne.com.pl).

 
Stasiuk mówi:
 

Jak człowiek jedzie, to się nie starzeje. W podróży, a zwłaszcza w podróży samochodowej, jest zmysłowość. Jestem fanem motoryzacji, bardziej lubię prowadzić niż pisać.

(o podróżowaniu)
 

Ale to jest fajne uczucie, gdy piszesz, a rzeczywistość miesza się z tym, co wymyśliłeś - czy to co widziałeś to naprawdę widziałeś, czy jednak zmyśliłeś? Z książki na książkę to coraz bardziej się zagęszcza. To jest chyba ta radość pisania.

(o swoim pisarstwie)
 

„Taksim” jest pełen czarnych dziur. Nie ma tam odpowiedzi, czytelnik sam sobie będzie coś znajdował. Narrator próbuje opisać swojego kumpla Władka jako polskiego everymana z plebejską energią. Wyobrażam sobie, że dobra proza powinna być pełna niedomówień. Opowiadanie historii do końca jest zabójstwem na prozie, na opowiadactwie.

Cóż mielibyśmy robić, gdyby wyczerpały się opowieści?

(o Taksim)
 

Jestem reprezentantem cywilizacji, która zaczyna się na wschód od Wisły. Od Pragi do Władywostoku.

(o sobie)
 

Prawdziwa wolność jest samotnością. Bez poglądów, bez niczego. Pustka. I definiujesz swoją samotność wobec świata, wobec śmierci.

(o samotności)

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"„Z innej strony ten świat oglądam”"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in