10°   dziś 9°   jutro
Sobota, 20 kwietnia Czesław, Agnieszka, Marian, Czech

Czeka na nią śmierć

Opublikowano 05.08.2009 22:57:19 Zaktualizowano 05.09.2018 12:24:56 top
2 11785

– Nie ma tam już po co wracać, chyba, że po śmierć – mówi ojciec pani Ireny, maltretowanej przez męża i jego rodzinę. Dziś Telewizja Polsat po raz drugi realizowała reportaż o kobiecie. Dzień wcześniej, operator został uderzony przez jej szwagra, zniszczono mu kamerę.

Nagranie dokumentujące to wydarzenie zostało dziś wykorzystane w materiale emitowanym w głównym wydaniu Wydarzeń w TV Polsat.

Pani Irena spotkała się z nami w miejscu, w którym mieszka obecnie. To dobudówka brata do jej rodzinnego domu, w stanie surowym zamkniętym. W jednym pokoju śpi z córką. Stojące w nim kuchenka i lodówka nadają się tylko na złom, nie ma tu prawie nic. I tu właśnie rozpoczyna swoją opowieść.

Życiowe zmiany

Zobacz również:

We wrześniu 1994 roku wyszłam za mąż. Przed ślubem nic nie wskazywało, że wchodzę do rodziny, dla której ważny jest tylko majątek. Rodzina przyszłego męża traktowała moją bardzo dobrze. Przyjeżdżali po nas żukiem, zabierali do siebie. Pytali, czy nie chcemy herbatki, placuszka, zabierali nas nad wodę. Bratowa ze Śląska mówiła, że ona nawet takiej mamy nie ma, jak ja przyszłej teściowej. Wszystko zmieniło się po ślubie. W pierwszych miesiącach musiałam spać na podłodze, dopóki nie kupiłam sobie za własne pieniądze wersalki. W styczniu, gdy brat i bratowa przyjechali do mnie, zostali wyrzuceni. Wtedy zrozumiałam, że rodzinie męża chodziło tylko o majątek. O nowe maszyny rolnicze, które były w moim rodzinnym gospodarstwie. Oni nie mieli żadnych. Pożyczali je od moich rodziców, nie oddawali. A przecież cały czas zarzucali mi, że to ja nic nie mam. Wypominali, że 14-arowa działka, którą dostałam od rodziców, jest mniejsza niż dostali moi bracia…

Głodowanie

Do kwietnia, czyli do czasu kiedy miałam zasiłek, gotowałam dla wszystkich. Później już tak dobrze nie było. Zdarzało się, że byłam po prostu głodna, bo dla mnie zostawały resztki. Bywało, że aby się umyć i zjeść, jeździłam na rowerze do rodzinnego domu, położonego kilka kilometrów dalej. Mama pewnego razu dała mi dwie kaczki i kaczory. Teściowa później powiedziała, że należą do niej, bo u niej się chowały. Gdy szłam po jabłko dla dziecka, to zamykała mi bramę wjazdową. Mówiła, że jabłko nie jest moje, bo rosło na jej polu. Przed Świętami Wielkanocnymi kupiłam w promocji 15 jajek. Z jednego zrobiłam do rosołu dziecku lane ciasto. Teściowa zarzuciła, że je ukradłam. Mąż nigdy nie stanął po mojej stronie. Nie zapomnę do końca życia sytuacji, kiedy dałam jeść już świętej pamięci teściowi. Był traktowany podobnie jak ja. Nie chciał wziąć ode mnie jedzenia mówiąc, że ta franca – teściowa zaraz przyjdzie. Powiedziałam wtedy, że będę pilnowała przy oknie. Nagle usłyszałam huk rozbijającego się talerza. Okazało się, że weszła innym wejściem. Rozbiła talerz, bo było zapowiedziane, że koło teścia nie wolno nic robić. Miał sobie sam gotować, prać. Teść starał się stawać w mojej obronie, ale wyglądał na chłopa dopiero kiedy ubrał sześć koszul i sweter. Taka chudzina... Jak miał mi pomóc?

Posłuszna jak pies

W międzyczasie trochę pracowałam zagranicą. Tam dostałam kilka reklamówek ubrań od dobrych ludzi, córka do dziś w nich chodzi. Po powrocie kupiłam kuchenkę. Nie pozwolili mi jej wnieść do domu. Mówili, że jak będę miała swój, to będę mogła robić co chcę. A tutaj nie jestem u siebie i mam ich słuchać jak pies.

Bicie usprawiedliwione

Kilka razy zostałam pobita. Przez męża i szwagrów. Pierwszy raz jakieś dwa lata po ślubie. Chwycono mnie za ręce z tyłu i za nogi, rzucono o wersalkę. Chrupnęło mi wtedy w kręgosłupie. Straciłam na chwile przytomność, ale do szpitala nie pojechałam. Nie myślałam wtedy, że to złe. Tłumaczyłam sobie, że byli zmordowani po pracy. Może mąż uwierzył w coś teściowej, może też miał rację, bo odwlekałam z pójściem do pracy. Pamiętam jeszcze, jak mnie pobito po urodzeniu córki. Chciałam ją wziąć na ręce, a oni uderzyli mnie, spadłam na ziemię. Szwagier chodził po mnie kolanami. Ostatni raz pobito mnie w grudniu. Kilka osób widziało, jak wyglądałam. Nikt nie chce mówić, bo nie chcą się narazić. Przecież w tej rodzinie jest ksiądz. I mają teraz sprzęt rolniczy, którym w okolicy świadczą usługi. Zdarzało się, że grozili mi śmiercią. „Jesteś chora na kręgosłup, straciłaś przytomność, spadniesz ze siana przy robocie i będzie, że zabiłaś się sama. Kto udowodni, że było inaczej?” - mówili.

Praca ponad siły

Przez wszystkie te lata nie można było im nigdy powiedzieć, że nie mam siły do pracy. Kiedy już nie wytrzymywałam z bólu kręgosłupa, kładłam się na ziemi, brałam tabletki i za chwilę wracałam do roboty. Tej nigdy nie brakowało. Pamiętam, jak mąż dał mi kiedyś wybór - czy wolę ciągnąć pług, czy nim kierować. Wybrałam pierwsze, bo prosto pługa nie poprowadzę. Pełno tam było kamieni...

Biło i dziecko a wiedział też ksiądz

„Trzymaj stołek, idź tej k... przyp..., to dostaniesz lizaka” - powiedziała kiedyś teściowa do mojej córeczki. Dziecko, jak dziecko, zrobiło to i dostało lizaka. Świadek, brat męża, ksiądz, nie zareagował. Kiedyś inny szwagier złapał mnie za rękę i kopał. Ksiądz też o tym wiedział, i nic. Powiedział mi w połowie czerwca, że nie mam wstępu do domu, bo skoro nie płacę za nic, to znaczy, że nie jest mi źle. Mówił też, że mnie zniszczy, a działka od moich rodziców nie starczy mi na sąd. Mam straszny żal do nich wszystkich.

Powrót do domu rodzinnego

W czerwcu już nie wytrzymałam i wróciłam do rodzinnego domu. Mieszka w nim osiem osób, tata jest bardzo schorowany. Dwa zagrzybione pokoje i kuchnia, reszta domu jest w surowym stanie i nie stać nikogo na jego wykończenie. Tej zimy pewnie będę spała z dzieckiem w kuchni, od września córka idzie tutaj do szkoły. Marzę o wykończeniu chociaż jednego pokoju. Dla dziecka.

Wierność

Jeszcze myślałam, że zadzwoni. Pisałam do niego, żeby przyjechał do dziecka. Ale nic, kończył rozmowę słowem „żegnam”. Pogodziłabym się z nim jeszcze, pod warunkiem, że mieszkalibyśmy tylko razem. Z dzieckiem, bez teściowej. Do niego bym wróciła, w końcu jemu ślubowałam. I jest dziecko... Zresztą jemu też nie jest tam dobrze, teściowa ciągle mu wypomina, że nic nie ma, bo to dom jego braci.

 

Prokuratura prowadzi intensywne postępowanie

Janina Tomasik, prokurator rejonowy w Limanowej poinformowała nas wczoraj, że mąż kobiety, który usłyszał m.in. zarzut znęcania się nad żoną, nie wpłacił poręczenia majątkowego. Dodaje, że sprawa jest rozwojowa. Do sądu skierowano też wniosek o przesłuchanie córki pani Ireny. Prokuratura zwróciła się także do szpitala o niezwłoczne udostępnienie dokumentacji medycznej kobiety. Janina Tomasik dodaje, że sprawa ujrzała światło dzienne dzięki funkcjonariuszom policji, którzy zainteresowali się kobietą po informacjach o wyprowadzeniu się jej od męża.

Kuba Toporkiewicz, Jolanta Bugajska

Komentarze (2)

pheno
2009-08-06 15:53:08
0 0
'...a wiedział też ksiądz...' Bardziej niż 'ksiądz' pasuje 'PUTA NEGRA'. Czarnym i tak zawsze wszystko na sucho uchodzi... niestety.
Odpowiedz
keyw
2009-08-12 09:28:38
0 1
ciary przechodzą po plerach ...masakra ....najjaśniejszą strona tej historii jest fakt że zainteresowaliście sie tym Wy dziennikarze dzieki temu możemy miec pewność że będąc na 'tapecie'sprawa nie ucisznie tak szybciutko i że zapadną jakieś konkretne wyroki bo mam nadzieje że bedzie ich kilka .
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Czeka na nią śmierć"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na kontakt@limanowa.in